Świetnej, wartościowej muzyki jest tak dużo, iż zapominamy, że nie starczy nam życia, aby jej wysłuchać.
Chciałbym na początek zaproponować Ci powrót do przeszłości. Czy pamiętasz może pierwszy utwór, który usłyszałeś w życiu?
Rzecz, którą ewidentnie pamiętam, to kuchnia, a w niej radio kuchenne Jowita i Jedynka, które było wtedy zupełnie słuchalnym radiem. To był jedyny punkt w domu gdzie muzyka była obecna. Mój ojciec, będąc rzeźbiarzem, zawsze potrzebował ciszy podczas pracy i pewnie z tego powodu, nie było u nas w domu żadnego sprzętu audio, poza tym kuchennym radiem. A jeżeli chodzi o pierwszą muzykę, która zapadła mi w pamięć, choć nie wiem czy jakkolwiek wpłynęła na mnie, to była Enia, którą usłyszałem na falach Jedynki właśnie.
Jak to się stało, że zająłeś się muzyką? Finalnie, jesteś nie tylko muzykiem, ale i uznanym konstruktorem wzmacniaczy lampowych i właścicielem Haiku Audio.
Szczerze mówiąc, nie wiem. Ojciec w młodości grywał w zespołach big beatowych na perkusji, a dalszy stryj, o którym jedynie słyszałem opowieści i którego nigdy nie poznałem, grał w orkiestrze na tubie. Aczkolwiek, w domu zawsze były jakieś instrumenty i właściwie sam zacząłem po nie sięgać, szczególnie po instrumenty klawiszowe, na których grałem przez całą podstawówkę w przeróżnych zespołach, a że byłem najmłodszy z wszystkich, byłem swego rodzaju ich atrakcją, żeby nie powiedzieć maskotką. Dopiero później poszedłem do szkoły muzycznej i była to średnia szkoła muzyczna w klasie fagotu, choć moimi pierwszymi instrumentami w ogóle były akordeon i harmonijka ustna.
Wspomniałeś o koncertach, w których brałeś udział jako wykonawca, a czy miałeś jako młody człowiek okazję w takich koncertach uczestniczyć jako słuchacz, a jeśli tak, to jakiego typu to była muzyka?
Pamiętam, iż takim miejscem dla mnie był kościół. W Wieliczce, gdzie spędziłem dzieciństwo, odbywały się koncerty organowe i skłamałbym mówiąc, że nie uczestniczyłem w każdym z nich. Z resztą, w jednym z kościołów ćwiczył regularnie jakiś prawdopodobnie profesjonalny organista, co dawało mi szansę zaglądania tam i wsłuchiwania się w jego grę. Było to na tyle inspirujące, iż przez chwilę myślałem o tym, aby organistą zostać. Dzisiaj myślę, że był to mój pierwszy kontakt z poważniejszą i graną na profesjonalnym poziomie muzyką. My wtedy w zespołach mieliśmy do dyspozycji jakieś keyboardy Casio czy Yamaha, ale brzmienie prawdziwych kościelnych organów było poza zasięgiem takich instrumentów.
Chciałbym teraz nakierować naszą rozmowę na terytorium audio, zastanawiam się bowiem nad genezą, która prowadzi koncertowego bywalca w stronę muzyki via audio właśnie. Wspomniałeś, że w domu rodzinnym nie było audio jako takiego, ale czy mógłbyś wskazać moment takiego pierwszego zetknięcia, doświadczenia, które w stronę audio Cię zabrało?
Moja odpowiedź cię może zaskoczy, bowiem mój pierwszy kontakt z audio, to lektura książek o sprzęcie. Czytałem o tym, jak się sprzęt robi i co jest możliwe w danej technologii. Książki o kinetyce elektronów i lampach elektronowych, o których wtedy myślałem, że to zamierzchła epoka. Poznałem więc sprzęt audio od strony teoretycznej i w pewnym momencie postanowiłem spróbować wykorzystać całą nabytą wiedzę teoretyczną w praktyce, budując jakieś pierwsze urządzenia, nie mając jednak wtedy pojęcia do czego to może mnie doprowadzić.
Czy pamiętasz jak to się stało, że po takie książki sięgnąłeś?
To były książki po moim wujku, które zostały w naszym domu i które znalazłem na pawlaczu, m.in. Lampy Elektronowe J. Hennela, Przyrządy Półprzewodnikowe A. Świta, czy Układy Elektroniczne W. Goldego, czyli tematy aktualne za jego studiów w latach sześćdziesiątych. Były tam także jakieś tytuły poświęcone odtwarzaniu wysokiej jakości dźwięku, co musiało go jakoś interesować, pamiętam bowiem – już z nieco późniejszego okresu – iż fascynowała mnie jego wieża SONY. Niemniej, pierwsze co uznać mogę za moje własne obcowanie z audio, to moja własna konstrukcja i było to zrobione ze ‘śmieci’. Działo się to poniekąd równolegle z odkryciem, którego dokonałem z pomocą magazynu Hi-Fi i Muzyka, na którego okładce widniał lampowy wzmacniacz Audio Note Conqueror. To odkrycie uświadomiło mi, że technologia lampowa ma się dobrze i że jest to współcześnie uprawiana sztuka. Zacząłem odwiedzać salon audio na ul. Szerokiej Zena Studio w Krakowie, wtedy bodajże jedyny tutaj i tam zorientowałem się już na dobre, jak fascynujący może być świat hi-endu i wysokiego audio.
Czy można zatem powiedzieć, iż uprawianie muzyki i zajmowanie się audio, to dla Ciebie równolegle i uzupełniające się ścieżki?
Obie te ścieżki, to robienie muzyki. Zarówno granie, jak i zajmowanie się odtwarzaniem dźwięku i budowaniem audio wymagało studiów i przygotowań, ale nie patrzę na te dyscypliny, jakby były od siebie jakoś specjalnie odległe. Postrzegam je raczej jako dziedziny/sposoby dostarczania muzyki ludziom. Co więcej, wydaje mi się, że do obu potrzebna jest taka sama wrażliwość muzyczna, jak w przypadku komponowania, dyrygowania, czy jakiejkolwiek innej muzycznej aktywności.
Czy oznacza to, iż każdy kolejny wzmacniacz, który projektujesz, to odmienna interpretacja muzyki jaką proponujesz, a może nowy opus? Jak Ty to widzisz?
W pewnym momencie przestałem projektować wyłącznie dla siebie, zacząłem bowiem dostrzegać, iż nie ma jednej dobrej interpretacji i że odbiorcy moich wzmacniaczy mogą mieć zupełnie odmienne potrzeby, warunki odsłuchowe, inne źródła dźwięku, etc. Wyjście ponad ten swój ideał, a raczej zestaw cech, które uważam za pożądane, było dla mnie wyzwaniem. Chodzi bowiem o to, aby przekazać innym to, co ja mam do powiedzenia, ale zrobić to poniekąd na ich warunkach.
W związku z tym, czy umiałbyś wskazać taką dźwiękową hierarchię potrzeb/cech, którą mógłbyś określić mianem swojej?
Dla mnie najważniejsze, to dźwięk całego systemu i dlatego uważam, że nie ma czegoś takiego jak dźwięk samego wzmacniacza, czy innego dowolnego elementu. Jeśli już, to raczej zmienna, jaką ten element wnosi do całości. A jeśli chodzi o sam dźwięk takiego systemu, najważniejszym dla mnie jest to, aby był on interesujący i piękny, by potrafił przykuć przed głośnikami na godziny. Wtedy nie ma znaczenia ile jest harmonicznych, ile głośników ma kolumna, czy jakie jest ich pasmo. Ten parametr, który nazwałem interesującym można sobie jednak wyobrazić i uzyskać na wiele sposobów. System może brzmieć interesująco nawet kiedy ma pewne małe braki, ale całość ma ten przekonujący, przykuwający aspekt. Jeśli jednak jakikolwiek zakres tonalny jest uwypuklony, jeśli coś się wlecze czy nadmiernie wybija, to znak, iż coś w systemie zmienić trzeba. Dodatkowo, bardzo ważnym dla mnie parametrem, takim który zawsze zwraca moją uwagę jest szczegółowość i fakt, aby system grał ją w sposób niewymuszony, nienachalny i niemęczący, nawet przy niewielkim odkręceniu pokrętła wzmacniacza.
A wracając do muzyki, jaką płytę kupiłeś ostatnio, albo do jakiej najczęściej ostatnimi czasy wracasz?
Muszę tutaj rozgraniczyć płyty, na te których słucham w pracy i te, których słucham dla przyjemności. W obu przypadkach, nawet na imprezach typu audio show, staram się aby zawsze była to muzyka wartościowa, czym poniekąd wyłamuję się z audiofilskiego paradygmatu takich imprez tj. puszczania muzyki dla ludzi. I tutaj, wracam często do organów, bo to muzyka, którą zarówno lubię, cenię, jak i organy są idealnym instrumentem do testów audio (podczas całego wywiadu towarzyszy nam album Simona Prestona z dziełami organowymi Bacha, przyp, aut.). Ostatnim odkryciem jest SORROW Collina Stetsona, które usłyszałem w Dwójce. To transkrypcja III symfonii Góreckiego na zupełnie zaskakujący zestaw instrumentów. To właśnie Dwójka jest dla mnie głównym źródłem słuchania muzyki. Wynika to zarówno z braku czasu, jak i z faktu, iż ja nie za bardzo lubię wracać do tego, co już znam, a Dwójka oferuje mi możliwość słuchania muzyki z płyt i koncertów najlepszej jakości i w najlepszej jakości.
Czy myślisz, że nasze wybory estetyczne, to czego słuchamy, ma jakiś wpływ na rodzaj dźwięku, który preferujemy, czy raczej upatrujesz rozwiązania w jak największej uniwersalności systemów audio?
Uniwersalność jest moim zdaniem kluczem do dobrego audio. Najlepsze systemy hi-endowe, które miałem okazję poznać, mają pewną cechę, jaką jest umiejętność miłego, pięknego i niemęczącego odtwarzania dźwięku, nawet złych nagrań. To ustawia tę najwyższą półkę między – nazwijmy to – technicznym hi-endem, który gra znakomicie nagrania, które są do tego przystosowane, a sprzętem, który jest jak instrument muzyczny.
Czy fakt, iż jesteś muzykiem miał/ma wpływ na rodzaj dźwięku, który chciałbyś prezentować poprzez swoje konstrukcje?
Jeśli tak, to jedynie jako środek, dzięki któremu nie muszę szukać po omacku, dzięki któremu mogę iść dalej w pewnym wyrafinowaniu dźwięku. Z pewnością jest tak, że zależy mi na tym, aby oddać atmosferę i charakter nagrań, na tym, aby wciągać słuchacza w wydarzenie, w muzyczny spektakl. Czy to na scenie, czy poprzez audio, skutek powinien być ten sam – zainteresowanie słuchacza wydarzeniem dźwiękowym.
Zastanawia mnie czy ścieżki, dzięki którym wchodzimy w muzykę w okresie formotwórczym, mogą mieć wpływ na to, jakiego dźwięku będziemy oczekiwać od naszego systemu audio. Czy myślisz, że może to mieć jakieś przełożenie?
Jeśli tak, to trudno byłoby to uchwycić. Nasz gust ulega ciągłym zmianom, a muzyka ma zbyt wiele twarzy. Ja na przykład lubię free improv, ale mogę tej muzyki słuchać wyłącznie na koncertach, ewentualnie w radio, ponieważ jest ona dla mnie wyłącznie jednorazowym wydarzeniem. Z drugiej strony, lubię posłuchać czasem rocka, ale tylko raz w życiu byłem na koncercie rockowym, wyszedłem w trakcie i raczej więcej się nie wybiorę. Świetnej wartościowej muzyki jest tak dużo, iż zapominamy, że nie starczy nam życia, aby jej wysłuchać.
Wiktor Krzak – muzyk, improwizator, fagocista, projektant wzmacniaczy, twórca marki Haiku-Audio.