Umami RED

Zacznę od tego, iż bardzo chciałem posłuchać Umami, chciałem się w niej rozsmakować i zobaczyć na ile, nadana jej nazwa odsyłać nas będzie w stronę smaków wyjątkowych i pogłębionych. Chciałem przekonać się na własne uszy, jak brzmi topowy model marki, którą nie tylko cenię, ale i lubię. W końcu, chciałem przekonać się, na ile to wciąż HANA z jej charakterem interpretacji muzyki i brzmienia. Ale po kolei. 

Wkładki Hana szturmem zdobyły świat audio i podbiły serca miłośników czarnego krążka, oferując wysokiej jakości dźwięk w przystępnej cenie. Jak na młodą markę, to osiągnięcie znaczące i godne odnotowania, bowiem konkurencja jest spora, a uznane marki wcale nie pozostają na laurach, proponując regularnie nowe rozwiązania. Hana skupiła się wyłącznie na wkładkach typu MC, czyli moving coil, które – jak zapewne wszyscy miłośnicy winyla mogą już wiedzieć – uchodzą za dokładniejsze, precyzyjniejsze i bardziej szczegółowe. Hana ma w swojej ofercie tylko trzy pary wkładek, które różnią się szlifem i materiałem, z którego zbudowana jest igła. W każdej parze natomiast znajduje się wkładka o sygnaturze L o niskim sygnale wyjściowym, oraz wkładka o sygnaturze H o sygnale wysokim (odpowiednie 0,5mV i 2mV). Na Audio Idiom testowana były wkładki SL i SH, a tekstem można zapoznać się pod tym linkiem. Model S zagrał witalnym, angażującym dźwiękiem, którego zrównoważony charakter i barwa były sporym zaskoczeniem na tle konkurencji. Hana pokazała nowoczesny charakter i wyjątkowo dobrze zbalansowaną barwę, bez przebarwień, niedostatków czy sztuczności. Jej cechą charakterystyczną był nieco lżejszy środek pasma, co charakteryzuje się minimalnym przesunięciem w górę. To jednak nie przytyk, a określenie cechy charakterystycznej, która jednocześnie sprawia, że słuchanie zyskuje na lekkości i zwiewności. To otwarte, napowietrzone i przestrzenne granie, albo raczej, Hana lubi wyciągać takie cechy z muzyki.

W tym miejscu warto wspomnieć i przypomnieć, iż wkładka gramofonowa pozostaje kluczowym elementem toru gramofonowego. To ona nadaje charakter muzyce, której będziemy słuchać, i to ona sprawić może, po której stronie ekspresji znajdzie się dźwięk naszego systemu. Niczym struna w instrumencie, decyduje o wykończeniu dźwięku, jego charakterze i barwie. Gramofon, kable, przedwzmacniacz mogą ten charakter podkreślić, mogą go pogłębić, ale to wkładka właśnie nadaje ton i charakter każdemu analogowemu torowi. Ad strun, ja sam przetestowałem kilkanaście ich rodzajów, zanim zdecydowałem się na te dla mnie właściwe. Na ów ton, składa się nie tylko barwa, ale i wybrzmienie, twardość, konturowość, jasność, gęstość, temperatura, etc. Ta sama sprawa dotyczy wkładki, a jej nagłośnienie, tak jak nagłośnienie instrumentu, będzie wzmacniać to, z czym mamy do czynienia u samego źródła. Wkładka nie tylko gra, ale i gra rolę!! Zobaczmy zatem, co ma do zaoferowania Hana w swoim najdroższym i najbardziej prestiżowym modelu

Umami RED to bez wątpienia wkładka klasy premium, w którym firma prezentuje bezkompromisowe podejście do zdobyczy współczesnego „dźwięku”. Nie znajdziemy tu żadnych półśrodków, zarówno jeśli chodzi o użyte materiały, jak i wykończenie. Tym modelem firma wkracza na orbitę high-end i należy założyć, iż podobnie jak w przypadku ich tańszych kuzynów, ma ambicje na tej orbicie zagościć na dobre. W momencie, w którym piszę ten tekst, Hana wprowadza właśnie na rynek tańszą wersję Umami, BLUE, co potwierdza poniekąd, iż orbita została zdobyta. Wkładka pakowana jest w elegancko zadrukowany czarny kartonik, który zakrywa równie eleganckie, acz skromne drewniane pudełeczko. Pod firmowym logo skrywa się wart 3950$ czerwony klejnot. Zgodnie z oczekiwaniem, wszystko robi piorunujące wrażenie, może oprócz praktycznej, acz nieco w tym kontekście mlecznej osłonie wkładki. Może się czepiam, ale poliwęglanowe rozwiązanie z konkurencyjnej Phasemation byłoby tu znacznie bardziej na miejscu. Poza tym detalem, cała reszta zachwyca wykonaniem, a do tego skrywa to, czego nie widać, choć nie do końca. Wyciętemu w duraluminium body wkładki nadano kształt Auricle, co jest znakiem firmowym marki i ma nawiązywać kształtem do ludzkiego ucha. Nie doczytałem, czy kształt ten w jakikolwiek sposób wpływa na wartości soniczne, wystarczy wspomnieć, iż nadaje to dynamiki tej bryle i sprawia, że wkładka jakby unosi się nad płytą, na której właśnie spoczęła. Krótsze boki wykończone są hebanem, co z pewnością służy już dodatkowemu tłumieniu drgań, a i dodaje arystokratycznego sznytu. Armatura, diamentowy szlif microline, wspornik z boronu są tu technologicznym topem, dlatego należało wyostrzyć ucho, aby nic z antycypowanych barwowych smaków nie umknęło z naszej uczty nic. 

Cena prawie 4000$ nobilituje, ale działa także jak miecz obosieczny. Z jednej strony, trudno mieć zastrzeżenia do czegoś, co tyle kosztuje, z drugiej, łatwo popaść w nadmierny zachwyt albo krytycyzm. Przyznaję, zależało mi bardzo, aby uniknąć takich potknięć. To do tej pory najdroższa wkładka w moim systemie, ale bynajmniej nie najdroższa z tych, co słyszałem. W audio rozumianym jako umiejętność budowania wiernego dźwięku, pieniądze nie powinny być żadnym kryterium i jak coś nie brzmi dobrze, żadna kwota nie może tego usprawiedliwiać. To przypisać należy źle rozumianej koncepcji, wedle której, dobre audio to drogie audio. Audio Idiom od samego początku dystansuje się od takiej postawy, która przyczynia się do daleko idących uproszczeń i nieporozumień. Przypomnijmy zatem, dobry i drogi to nie synonimy, i żeby system był dobry, to musi wiernie odwzorowywać muzykę, a nie jest dobry dlatego, że dużo kosztował. Umami kosztuje niemało, a wedle polskich standardów powiedziałbym, że bardzo dużo, więc niezależnie od tego, jak myślimy o audio, topowa wkładka Hana ma szanse spełnić nasze kryteria. Po tych wszelkich opisach, przypisach i dygresjach pora na ucztę ze smakami umami.

Pierwsze opuszczenie ramienia i naszym uszom ukazuje się kompletna cisza. Szlif igły sprawia, iż znika nośnik, a wszelkie dźwiękowe artefakty przypisane płycie winylowej nie mają tu miejsca. Surface noise jest praktycznie nieobecny, co sprawia, że szczyty między dźwiękami, a ciszą wydają się powiększone. Skutkuje to wyjątkowo czarnym tłem w odtwarzanej muzyce, a Hana wyławia dźwięki niczym perły z muzycznej toni. Pierwszy oddech. Naszym uszom ukazuje się dojrzały i dobrze zrównoważony dźwięk, który niczym kierowca limuzyny prowadzi nas przez meandry muzyki płynnie i bez szarpnięć. Gdyby jednak dalej brnąć w to porównanie, to limuzyna ta ma wielką moc i kiedy tylko potrzeba, rusza do przodu niczym sportowe auto, acz żaden z naszych drinków nie uroni ani kropli. To niemalże arystokratyczna elegancja, ale pozbawiona wyrachowania. Drugi oddech. Niczym dobry zespół pod dobrym dyrygentem, Hana Umami natychmiastowo odczytuje intencje zawarte w muzyce i bez jakiegokolwiek zawahania je realizuje. To bardzo plastyczna wkładka, która poradzi sobie świetnie z każdym repertuarem. Na każdym polu, jej umiejętności nie pozostawiają żadnych złudzeń, to zawodnik klasy ekstra. Jak dobrze wykształcony muzyk, potrafi wszystko, do czego została stworzona. Trzeci oddech. 

No bobrze, a skoro jej umiejętności są na najwyższym poziomie, to co możemy powiedzieć o jej charakterze? Jaki temperament ma to malutkie urządzonko? Czy podpowiedzi należy szukać w nazwie, która w sposób ewidentny nawiązuje do japońskiej kultury? Skoro tak, to mamy tu do czynienia z nieco przeciwstawnymi kategoriami, a właściwie symbolami. Umami w języku japońskim dosłownie oznacza esencję pyszności. Zdefiniowany w 1908 roku przez Kikunae Ikeda smak jest opisywany często jako mięsisty, pogłębiający smaczność (dla przykładu, to smak sosu sojowego). Z kolej czerwień, to symbol skrajnych emocji, namiętności, aktywności, w końcu pikantności. Czy zatem Umami RED łączy te poniekąd wykluczające się elementy, a może wręcz przeciwnie, stara się je pogodzić? Śmiem twierdzić, iż interpretacja dźwięku jest znacznie bardziej po stronie umami niż po stronie red. To granie zrównoważone, pełne dojrzałości i kultury. Przypomina raczej podróż limuzyną niż sportowym autem, aczkolwiek, co zostało już powiedziane, limuzyna ta ma ogromną moc i świetnego kierowcę na pokładzie. Znając wcześniejsze modele Hana, można zauważyć, iż Umami pogłębia smaczność granej muzyki, stara się z niej uczynić esencję pyszności, z tym że czyni to bardziej niż jej tańsze kuzynki. Czyniąc to, staje po stronie dostojnego zrównoważenia, pewności i elegancji przekazu. Nie znajdziemy tu gwałtowności ani przesadnych namiętności. To nie tak, że ta wkładka ich nie potrafi odwzorować, aczkolwiek to nie na nich się skupia. Umami Red podąża za intencją muzyki, ale i zostawia na niej pewien ślad. Aby to przybliżyć, muszę posłużyć się nieco muzycznym porównaniem, a aby to przybliżenie graniczyło z pewnością, przykładów takich przytoczę dwa. Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to porównanie z branży studyjnej dotyczące mikrofonów. To część mojej muzycznej aktywności i wybór odpowiedniego urządzenia prowadzi, do pożądanych efektów. Otóż, Umami Red przypomina w swojej charakterystyce mikrofony wstęgowe, które w stosunku do mikrofonów z membraną mają nieco inaczej realizoawny środek pasma. Jest on nieco przesunięty w górę. To tylko ogólna charakterystyka, ale trafnie opisuje interpretacje Hana. Drugi przykład, który chcę przytoczyć jest już stricte muzyczny i dotyczy tego, co możemy usłyszeć w nagraniu perkusji. Za przykład niech posłuży album perkusisty Thomasa Strönena pt. Bayou wydany przez ECM. Pewnie nie każdy zdaje sobie sprawę, ale membrana werbla pokryta jest cienką warstwą proszku, co daje efekt szumu, który słyszymy, jak perkusista gra miotłami. Kiedy membrana takiej warstwy coated nie posiada, dźwięk mioteł staje się miększy i mniej wyrazisty. To właśnie w ten drugi sposób Umami RED interpretuje środek pasma. Można powiedzieć, że nie tyle go zmiękcza, ile przesuwa nieco w górny rejestr. Jednocześnie nie sprawia to, że ta wkładka gra jasno. Zabieg ten sprawia, iż słuchanie muzyki staje się przyjemniejsze, aczkolwiek nieco pozbawione gęstości środka. I choć mówimy tu o ruchu rzędu ułamku procenta, to jednak jest on słyszalny, czy raczej wyczuwalny. To on sprawia, iż jednym z pierwszych skojarzeń, które cisną się na usta, to elegancja i zrównoważenie. 

Podsumowując, Hana Umami RED to wkładka, która może zadowolić najbardziej wymagających melomanów. Jej niewątpliwymi atutami jest niemalże całkowita redukcja obecności nośnika, zjawiskowo głębokie czarne tło, zrównoważona barwa i przestrzenność. Gdyby porównać to do alkoholi, jest raczej jak dobry koniak, z jego miękkością smaku, niż wytrawne whisky. Do tego, jak najlepszy muzyk, realizuje ona muzyczne intencje z lekkością i łatwością, która sprawia, iż słuchając, możemy skupić się wyłącznie na muzyce. Nośnik i sprzęt znikają. Pora rozpocząć ucztę!!