PhaSt GM-70

Choć na stronach Audio Idiom staram się unikać pisania w pierwszej osobie, to niniejszy tekst, poniekąd z konieczności, będzie miał nieco konfesyjny charakter. Kiedy 24 lutego 2022 roku wybuchła wojna na Ukrainie poczułem, że pisanie o muzyce, a tym bardziej o audio przestało mieć (z pewnością, przez jakiś czas) jakikolwiek sens. Rozpisywanie się o aspektach brzmienia muzyki czy charakteru urządzeń audio w czasie, gdy kilkaset kilometrów od nas giną ludzie i niszczone są miasta wydało mi się nieporozumieniem, a nawet nadużyciem. Poczułem to szczególnie wyraźnie, kiedy w kolejnych dniach agresji nad moim krakowskim mieszkaniem przelatywały eskadry bojowe NATO, kierując się nad niebo naszych wschodnich sąsiadów. W gruzach legło moje przekonanie (prawdopodobnie przekonanie całej mojej generacji), iż czas zbrojnych konfliktów w Europie to dawno zażegnany śpiew przeszłości. Kiedy w domu pojawiły się ukraińskie rodziny z dziećmi, a pokój z pianinem zamienił się w ćwiczeniówkę, na ołtarzyku audio (pieszczotliwe określenie mojej żony) zaczął pojawiać się kurz. Wraz z kurzem, pojawiła się refleksja, że kategoria produktów luksusowych, to stopień najwyższy w hierarchii ludzkich potrzeb. 

Kiedy kilka miesięcy później, pojawiła się okazja, aby zapoznać się z brzmieniem wzmacniacza lwowskiej manufaktury PhaSt Audio uznałem, iż to dowód na to, aby otrząsnąć się z szoku i odnaleźć ponowny sens w pisaniu o audio. O marce, a przede wszystkim o jej wizerunku pisałem poprzednio (tutaj: link), aczkolwiek warto w tym miejscu przypomnieć, iż to firma, dla której dobre audio, to także audio będące (mogące być) ozdobą salonu. To nie li tylko dobrze skonstruowana elektronika, ale cała koncepcja oparta na wyborze i doborze najlepszych dostępnych podzespołów, szlachetnych materiałów wykończeniowych, proporcjach i pewnym uroku dyskrecji. Gdybym miał zaryzykować i wskazać konotacje kulturowe, powiedziałbym, że PhaSt ma nieco kolonialny charakter i sznyt, a ten, dodaje mu nobliwości i poniekąd, ponadczasowej solidności. Czy to zabieg celowy czy upodobanie do pewnego rodzaju brzmienia, tego nie wiem, ale mając możliwość posłuchania drugiego urządzenia tej ukraińskiej marki mogę powiedzieć, że łączy je swego rodzaju wykończenie dźwięku. Najogólniej rzecz ujmując to dźwięk dystyngowany i dostojny. W charakterze bliższy podróży limuzyną niż przejażdżce quadem po muldach, czy sportowym muscle car na sterydach. W wyrazie, to raczej piękny niż bestia.

To, co również charakterystyczne dla tej marki, to wybór lamp mocy w konstrukcjach swych urządzeń. Wybór ten określiłbym słowem nieoczywisty. Nie ma tu popularnych KT88, nie ma 300B, nie ma nawet mojej ulubionej triody 845, której używam na co dzień w aplikacji Line Magnetic (test: tutaj). Są za to 6C33C, popularnie zwane diabełkami, są 6P3S (6L6), czy opisywane w poprzednim tekście dotyczącym PhaSt 6C41C. A przecież, wybór lamp w konstrukcji wzmacniacza przypomina poniekąd wybór instrumentu. Jest, wszakże różnica czy gramy na gitarze basowej czy kontrabasie, czy wybieramy instrument akustyczny czy elektryczny, a może sięgamy po komputer i syntezę dźwięku. Bynajmniej, nie musi to wcale oznaczać wyboru stylistyki muzycznej, chociaż najczęściej tak właśnie jest. Co więcej, instrumenty są wręcz przypisane do swojej stylistyki. Dla przykładu, trudno znaleźć wielu heavy metalowych saksofonistów, a gitara basowa lepiej sprawdza się w jazzie elektrycznym niż w akustycznym combo. Podobnie sprawa się ma z lampami. Miłośnicy muzyki z mocnym uderzeniem nie zainteresują się raczej lampą 300B, lecz poszukają w kategorii lamp KT88 czy KT150, by wymienić tylko kilka. Ci, dla których muzyczna dieta składa się z muzyki klasycznej i małych składów z wokalem uczynią, być może, wręcz odwrotnie. Są jednak wyjątki. 

Jeśli chodzi o muzykę, przychodzi mi tu na myśl wybitny basista jazzowy, który choć w młodości grał na kontrabasie, pełnię muzycznej wypowiedzi osiągnął na gitarze basowej, na której gra w jedyny i swoisty sposób. Co więcej, zmiana instrumentu nie spowodowała u niego zmiany stylistyki, a jedynie pogłębiła język wypowiedzi i sprawiła, że jego muzyka stała się bardziej wyrafinowana. Steve Swallow, bo o nim mowa to basista, którego przedstawiać miłośnikom jazzu wręcz nie wypada. Jego dorobek mógłby wystarczyć, aby obdarować kilku muzyków, a jego brzmienie, frazowanie i jedyny w swoim rodzaju touch są jego znakiem rozpoznawczym. Każdy, kto choć raz słyszał nagrania z jego udziałem, albo lepiej, był na koncercie, z pewnością zgodzi się z moimi słowami. To muzyk jedyny w swoim rodzaju i osobna kategoria wśród basistów. Taką osobną kategorią wśród lamp wydaje się być lampa GM-70, która sprawia, że w muzycznych wyborach można pozostać niegraniczonym do muzycznej monodiety. Wydany przez oficynę ECM album „Swallow Tales”, na którym obok Steve’a Swallow gra John Scofield (gitara) i Bill Stewart (perkusja), będzie pretekstem do opowiedzenia o brzmieniu wzmacniacza zintegrowanego PhaSt na lampach GM-70. 

Zanim jednak przejdę dalej, pozwolę sobie na jeszcze jedną dygresję. Dzięki niej, odczytana interpretacja zyska na czytelności. Przyszło mi bowiem na myśl, iż złożoność audio interpretacji przypomina w swej naturze złożoność kompozycji perfum. Każdy z nas ma swoje ulubione „zapachy” i to, co dla jednych jedyne, dla innych nieakceptowalne. Kompozycje te składają się jednak z nut i w tym też przypominają nieco muzykę. O ile jednak, kogoś kto zestawia ze sobą nuty, nazywamy kompozytorem, to twórca kompozycji ma nawet więcej wspólnego z miłośnikami lamp niż ten pierwszy. Można obrócić to w żart i powiedzieć, iż podobnie jak w audio, tylko najlepsze NOS-y robią najlepszy dźwięk/zapach. Nie o anegdotę tu jednak chodzi, a o wskazanie natury rzeczy. Każda kompozycja to bowiem złożony układ. Poszczególne nuty układają się w warstwy, jedne wyczuwalne, inne zaledwie towarzyszące. Kompozycja brzmienia jest i w tym bardzo zbliżona do kompozycji perfum. W przeciwieństwie do muzyki, gdzie ilość nut jest ograniczona, kompozycje zapachowe korzystać mogę z prawdziwego ich bogactwa. W bardzo plastyczny sposób, opowiada o tym film/książka „Pachnidło”, w którym zapachy czuć wręcz z ekranu. Wróćmy jednak do audio i do naszego wzmacniacza na lampach GM-70. 

Pozostając jeszcze przez chwilę w świecie zapachów, powiedziałbym, że dźwięk PhaSta jest skórzany, pełen tytoniu i kawy. W tym także, jawi mi się jako bardzo kolonialny. Przypominał mi ekskluzywny ekstrakt perfum Black Afgano od Nasomatto, z którego kompozycje odpowiada Alessandro Gualtieri. Słuchając muzyki, nieustannie towarzyszył mi skórzany aromat i namacalna wręcz faktura dobrze wyprawionej i pachnącej skóry. Ktoś może tego nie lubić, dla mnie stan euforyczny. PhaSt GM-70 gra dobrze od przysłowiowego pierwszego wata. Jego dźwięk jest jak umami w charakterze, welwetowo-skórzany w wykończeniu, dostojny, spokojny i wyrafinowany. Wyjątkowo dobrze oddaje bryłę instrumentów, zachowując przy tym odpowiednie ich proporcje. Skupia się jednak bardziej na wybrzmieniu niż ataku. Pozbawiony jakichkolwiek ostrości, trzyma bas w ryzach, co wyraźnie słychać było na wspomnianym wyżej albumie z udziałem Steve’a Swallow. Muzyka tria zabrzmiała bez jakiejkolwiek agresywności, a perkusja Billa Stewarta dosłownie pojawiła się w pokoju odsłuchowym. Słuchając PhaSta, można ulec wrażeniu, iż każdy album zrealizowany jest lepiej niż w rzeczywistości. To jednak pozytywna cecha. Owa skórzaność i kolonialny sznyt świetnie dodają do jego brzmieniowej kompozycji dodatkowej warstwy i wyrafinowania. Ze swojej strony, zalecałbym źródło o nieco sztywniejszym charakterze dźwięku. Pokazała to dobrze wkładka EMT z podstawowej serii, która dodała do muzyki więcej nerwu i ataku. PhaSt świetnie odda ten aspekt, aczkolwiek sam ma tendencje do wygładzenia środka. Sztywnie brzmiące źródło świetnie może to dopełnić. 

PhaSt GM-70 to wyjątkowo udana konstrukcja i propozycja dźwiękowa. Trudno określić jego nieoczywisty charakter i ponadstylistyczność, co sprawia, iż to niezwykle uniwersalny interpretator muzyki. Należy mu jednak zapewnić dobre warunki pracy, w tym przede wszystkim zadbać o czysty prąd. To wrażliwe urządzenie. Nie powinno być z tym problemu, bowiem polski dystrybutor tej marki, to także producent wysokiej jakości kondycjonerów prądu, firma Unicorn Audio. Wtedy, urządzenie to zapewni Wam muzyczną podróż w niuanse muzycznych przyjemności, otulając was ponadczasową jakością!!