PhaSt Soul

Jednym z nadrzędnych celów przyświecających powołaniu do życia Audio Idiom było i jest pisanie o audio tylko i wyłącznie w relacji z muzyką. Od początku do końca muzyka jest tu nie tylko głównym tematem rozważań, ale i najważniejszym punktem odniesienia – odniesienia do akustycznej natury muzyki. To właśnie ten jej aspekt pozwala pisać o audio, jako muzycznym ekwiwalencie zdarzeń akustycznych. Słowo ekwiwalent nie pada tu bynajmniej przypadkiem! Audio bowiem służy(ć ma) nie tyle odwzorowaniu muzyki, ile raczej jej ponownemu jej zinterpretowaniu, odtworzeniu emocji i wrażeń, które muzyka oferuje nam wszystkim i każdemu z osobna (każdy, kto miał okazję zestawić akustycznie brzmiący instrument i najlepszy nawet system audio, wie o czym mówię). Pomiędzy emocją (emocjami), a intymnością znajduje się całe spektrum oddziaływania audio i tam też, ukrywa się paleta  jego możliwości. Im ona większa, a możliwości odwzorowania dokładniejsze, tym z lepszym systemem mamy do czynienia. To dlatego, akcent, który na Audio Idiom kładziemy, pada na określenie natury i charakteru owej (re)interpretacji, na intencje i na koncept danego projektu, a nie na technikalia, które choć za te interpretacje odpowiadają, pozostać muszą przemilczane. Paradoks polega na tym, że koncepcje i intencje, o których wspominam bywają różne, ale projekty, które na ich bazie powstają, podlegają takim samym, często surowym ocenom. Powie ktoś, że intencje i koncepcje nie grają. Mnie osobiście wydaje się, że jednak grają – jeśli nie muzykę (faktycznie, pozostają niesłyszalne), to z pewnością rolę w tym, po jakiej stronie dźwięku opowiada się dany konstruktor i jak, być może, sam słyszy muzykę.

Intencje te ukrywają się często w symbolicznej warstwie dóbr, z którymi mamy do czynienia i to ta warstwa podpowiada nam najczęściej, gdzie należy ich szukać. Bo czyż nie jest tak, że sprzęty same podpowiadają nam swoje korzenie, przeznaczenie, a bywa i historię? Wśród takich symboli znajdują się tak materiały, jak i formy, które one przybierają. Techniczny wygląd, to częstokroć techniczny rodowód i aspiracje, vintage look to takie aspiracje i inspiracje, podobnie jak produkty luksusowe z ich dbałością dotyczącą wykończenia i idiosynkrazją materiałową. Pomiędzy nimi rozpościera się cała gama możliwości i to tam szukać należy nie tylko genezy, ale i destynacji wszystkiego, co nas otacza, nie wyłączając z tego zbioru urządzeń audio. Gdyby było inaczej, większość sprzętu do słuchania muzyki wyglądała by zgodnie jej przeznaczeniem, a zatem czysto funkcjonalnie. Tymczasem, sam wygląd naprowadza nas na ukryty, a raczej niejawny komunikat z czym mamy mieć do czynienia – np. ekskluzywne materiały, to także ekskluzywne wykończenie. Warto w tym miejscu przyjrzeć się samemu słowu, które ma swoją bardzo interesującą łacińską genezę, która zdaje się być jednocześnie zaskakująca. Excludere, o którego wywodzi się rdzeń interesującego nas słowa, oznaczało „pozbawiać wstępu lub uczestnictwa, uniemożliwiać wejście lub dzielenie się”, a zatem kładło nacisk na niedostępność, co teraz jest nie tyle naturą ekskluzywności, ile jej częścią. Uznajemy bowiem, że rzeczy ekskluzywne są jednocześnie drogie i jako takie nie są dostępne dla wszystkich. Jako trudne do wykończenia, ekskluzywnymi stawały się w historii często przedmioty wykończone na wysoki połysk (to wymagało sporo nakładów pracy i odpowiednich materiałw, np. laka) i zdaje się, że takimi są do czasów nam współczesnych, aczkolwiek z zastrzeżeniem, iż nie wszystko złoto, co się świeci.

Wróćmy teraz jednak do clue kolejnych rozważań o niełatwej relacji muzyki z audio i o tym, jak urządzenia z górnej półki radzą sobie z ulotnością muzycznego medium i jego akustyczną naturą. Otóż, przy okazji recenzowania kolumn Falcon LS3/5a trafił do mnie za pośrednictwem Unicorn Audio Group – dodajmy marki, która nie tylko dystrybuuje, ale i produkuje wysokiej jakości ekskluzywne audio – wzmacniacz firmy PhaSt. Jak przeczytać możemy na stronie producenta: „Phase Style Ltd. ukierunkowana jest na miłośników muzyki, którzy chcą doświadczyć dźwięku w jego naturalnej pełni. Dźwięk, którego nie dotknęły cywilizacje tranzystorowe“ (pisownia zgodna z oryginałem).  Ta lwowska manufaktura od 1998 roku jest producentem wzmacniaczy i przedwzmacniaczy lampowych, a najbardziej znanymi produktami firmy są monobloki oparte na lampie 6C33C na wyjściu. Ta lampa, to nie tylko jedna z najbardziej znanych rosyjskich lamp czasów zimnej wojny, ale i pewien mit, więc warto o nim wspomnieć. Ale, po kolei. 6C33C (angielska pisownia to 6S33S), to lampa z tyle ciekawą, co zaskakującą historią. Objęta tajemnicą wojskową, służyła na pokładzie m.in. samolotów zwiadowczych MIG 25 i tylko za sprawą dezercji radzieckiego pilota, który wylądował na lotnisku w Hokkaido 1976 roku świat dowiedział się o jej istnieniu. Po rozbiórce samolotu, okazało się, iż w zasilaczu jego głównego radioodbiornika zastosowano nieznaną wcześniej lampę triodową (trioda regulatora napięcia) i szybko okazało się, iż dane tej lampy były znacznie lepsze niż czegokolwiek, co wyprodukowano wcześniej na zachodzie.

Choć wzmacniacz, o którym tu mowa oparty jest na nieco innej lampie, bo na S641S, to powinniśmy wspomnieć, iż to słabsza krewna swojej sławniejszej kuzynki opisanej powyżej. Dwie takie lampy dostarczają 27W na kanał i jak się szybko okazało, to w zupełności wystarczyło, aby napędzić niełatwe 15 Ohmowe LS3/5a od Falcon Acoustic. Zanim przejdziemy do opisu wrażeń dźwiękowych, dwa słowa o aspektach wizualnych Soula. Egzemplarz, który do mnie dotarł to wykończony na idealny połysk lakier fortepianowy z elementami chromowanymi i nie ma chyba pomieszczenia, któremy obiekt ten nie dodałby rangi. Owszem, można to lubić lub nie, aczkolwiek wygląd wzmacniacza wyraźnie staje po stronie prestiżu i elegancji, całkowicie stroniąc od nachalności nowoczesnością. Zmultiplikowane dużymi powierzchniami chromu odbicia lustrzane lamp przywodzą na myśl wnętrza salonów pokrytych taflami luster, niczym z najlepszych pałaców XIX-wiecznej burżuazji. To tu PhaSt Soul po raz pierwszy odkrywa swoje inspiracje i aspiracje, które zlinkować można z epoką, która odeszła, ale która pozostawiła nam pewien wzornik kulturowy, estetyczny paradygmat. W przypadku tego produktu to jednak nie tylko wygląd zewnętrzny. To część jego natury. Szlachetny, elegancki, dyskretny, szarmancki. Taki jest bowiem Phast Soul nie tylko w swym wyglądzie, ale i w dźwięku, którym nas oczarowywuje. Od samego początku to dżentelmen w każdym calu. Nie znajdziemy tu nachalności, ostentacyjności, nie będzie tu wyzywających dynamicznych ekstremów, ani innych skrajności. Będzie za to zrównoważony i harmonijny dźwięk, który przeprowadzi nas przez meandry muzycznego savoir vivre’u z lekkością i gracją. Ukaże nam muzykę zgodnie z jej hierarchią i podziałem na role, sprawiając, iż wszystkie instrumenty znajdą swoje miejsce przy tej muzycznej uczcie. A zadanie to niełatwe, bo nie tylko wymaga od nas zmiany przyzwyczajeń i oczekiwań, ale i wbrew współesnemu paradygmatowi, który mówi, iż wszystko wolno i każdy ma równy głos w społeczeństwie. Tu tak nie ma. Orkiestra prowadzona jest mocną ręką, a dyrygent nie traci koncentracji do samego końca realizując swoją wizję. To klasyk! Nie przywali nas dźwiękiem, ale jak trzeba to huknie. Nie będzie nam udowadniał, iż high end to bas. Nie będzie nawet kusił nas lekko wypchniętym środkiem, ani nadwyrężoną konturowością. Zrelaksowany i odprężony, nieczym angielski lord po pierwszym cegarze i whsiky, dźwięk Soula zaskakuje napowietrzeniem, lekkością, przestrzennością i ponad przeciętną rozdzielczością. Grając jak wytrawny jazzman, nieco laid back i bez jakichkolwiek ekstremów zaprowadzi nas na dźwiękowe pola muzycznej arkadii. Posłuchajcie grania Phast Soul. Naprawdę warto!