Supravox Vouvray

Hybrydowy. To być może słowo-klucz do współczesnych czasów Anno Domini 2020. Żyjemy w hybrydowych społeczeństwach i takich systemach politycznych, poruszamy się hybrydowymi pojazdami i używamy hybrydowych słów, a nasze personalne identyfikacje czy przekonania także mają charakter hybrydowy. To znak naszych czasów, aczkolwiek wieki temu słowo hybryda było synonimem osobliwości. Gdyby się tak bardziej nad tym zastanowić, stoi za tym z jednej strony potrzeba maksymalizacji potrzeb i oczekiwań, a z drugiej, chęć ograniczenia tego, co niechciane – chcemy mieć ciastko i zjeść ciastko, a hybryda daje nadzieję, iż tak właśnie może się stać. Czy tak się dzieje, to już zupełnie inna para kaloszy, ale imperatyw, w którym żyjemy zdaje się nie dawać nam czasu na refleksję. Nie inaczej jest w świecie audio, gdzie hybrydowe systemy mają się dobrze, oferują bowiem taki rodzaj dźwięku, którego nie znajdziemy po żadnej stronie audio barykady. Nie chodzi bynajmniej o to, aby tranzystor zabrzmiał jak lampa, albo odwrotnie, aby lampa miała moc tranzystora – aczkolwiek i takie oczekiwania są powszechnie znane – ale o to, aby stworzyć odrębną rodzinę dźwięku, odrębny brzmieniowy świat. Pytanie, czy jest to w ogóle możliwe?

Wzmacniacz, który dosłownie urzekł mnie swoją odrębnością, to z jednej strony całkowicie nowa propozycja w świecie zaawansowanego audio, a z drugiej, powrót do pewnych korzeni, które do tej pory związane były raczej z budżetowym audio. Pozwalając sobie na to rozróznienie mam na myśli raczej pewną koncepcję brzmieniową i konstrukcyjną, niż półkę cenową, bo te jak wiemy, ulegają przemieszczaniu. Ten wzmacniacz to zresztą kwintesencja i niemalże synonim słowa hybrydowy. To jednocześnie budżetowa koncepcja all-in-one skrywająca hi-endowe rozwiązania i takież wykończenie, hybrydowy wzmacniacz klasy AB z lampami 12AU7, w końcu, ekskluzywny element wykończenia, który może zafunkcjonować w najbardziej eleganckim wnętrzu, bez posądzenia gospodarzy o audiofilskie skrzywienia. To, nomen omen, francuska elegancja, która skrywa wielki dźwięk.

Czy można się jednak dziwić? Francuski SUPRAVOX to firma, której korzenie sięgają znacznie dalej niż do 1956 roku, kiedy to firma została zarejestrowana. Gdyby wierzyć brandowej anegdocie, sięgają one aż do czasów Witriwiusza i jego opisu idealnej akustyki w teatrze greckim w ramach jego traktatu De Architectura libri X (polski przekład to O architekturze ksiąg dziesięć). To właśnie na 46 rue de Vitruve, Paris (Vitruve to po francusku Witriwiusz) Madame Dorliac wynajęła pierwsze biura dla swojej firmy. I choć, zdawałoby się, człowiek witruwianski nijak się ma do naszego tematu i opowieści o nowym wzmacniaczu Supravox, to jednak, mając na uwadze doskonałość proporcji, którą kulturowo po Witriwiuszu odziedziczyliśmy, cała ta opowieść zaczyna jednak mieć sens. To za pomocą proporcji bowiem, docieramy w audio do dobrego dźwięku, a jeśli coś je zaburza, przestajemy uznawać go za poprawny.

Na stronie Audio Idiom zdajemy się tych proporcji wypatrywać najbardziej. To one mają zbliżyć nas do muzyki w jej realnym i adekwatnym! brzmieniu. I choć nie da się tego w audio osiągnąć bez stwarzania iluzji, która w muzyce jest dostępna live tak dla tych najbliżej siedzących – perpektywa dyrygenckiego pulpitu, jak i tych w większym oddaleniu, to wspomniana iluzja musi wpisywać się w pewien kanon, który odczytujemy jako poprawne // właściwe brzmienie. Nie chodzi zatem o wykresy i ich idealny kształt, nie chodzi o techniczne niedoskonałości, czy zaburzone krzywe (te oczywiście mają znaczenie, ale z pewnością ich osiągnięcie nie gwarantuje idealnych wrażeń audialnych). Chodzi o dźwięk, który zbliżyć może nas do prawdy muzyki w jej naturalnym brzmieniu. Czyż nie jest tak, że słuchając płyty Jasmine Keitha Jarretta i Charliego Hadena znajdujemy się niemalże natychmiast w domowym salonie-studio pianisty, gdzie album był nagrywany? Tu dźwięk ma zupełnie inne proporcje i dynamikę, niż w Abbaye de Noirlac, gdzie nagryano płytę Calling the Muse Bruno Halfstrofera (recenzja: tutaj), a dobry system wręcz musi to zreplikować. 

Wracając do Supravoxa, przez chwilę uległem sugestii nazwy i usłyszałem w niej francuskie słowo vrai, czyli prawda, choć w rzeczywistości Vouvray to cenione francuskie wina i region, od którego nazwa ich pochodzi. O ile to raptem iluzja jakiej chwilowo uległem, o tyle zasadnym jest tu pytanie czy Vouvray zbliżył się do prawdy czy tylko chciał, abyśmy tak myśleli (no dobrze, abym ja tak pomyślał)? A może chodzi o pewien rodzaj prawdy, która zawsze podyktowana jest perspektywą spektatora? ..||to co tu mam na myśli dotyczy miejsca pochodzenia producenta i kultury dźwięku , którą on proponuje||.. Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna, ale trzeba jednocześnie z całą mocą podkreślić, iż Vouvray nie kłamie! Jaki zatem jest i co wnosi do systemu? Czy chętnie ukazuje swój charakter, czy raczej skrywa się za hybrydową kurtyną i przysłowiową francuską elegancją? Ale po kolei..

Vouvray uwodzi od pierwszej chwili. Jeden rzut oka sprawia, iż chciałoby się go mieć. To elegancja w czystej formie i postaci. Czarny fortepianowy lakier jakim jest wykończony nie daje wątpliwości do czego pijemy. To nawiązanie wprost do salonu klasy średniej, w którym jeszcze do niedawna – choć, na pewno mówimy o innej epoce – stał fortepian. Zestawienie go ze szczotkowanym aluminium daje piorunujący efekt i sugeruje jednak, iż epoka uległa zmianie i nie musimy sami wykonywać już muzyki, aby się nią cieszyć. Jego design przywodzi na myśl czasy minione, ale właściwie jakie? Świecące zza eleganckiego grilla lampy 12AU7, sugerują radio z magicznym oczkiem, aczkolwiek w wyrafinowanej formie, bliższej raczej estetyce i proporcjom Lebena, niż polskiego Menueta. Zasadnym jest tu pytanie, czy dźwięk Vouvray też jest tak bardzo retro?

I tak, i nie. Jeśli to retro, to w najlepszym słowa tego znaczeniu. To dźwięk bardzo dynamiczny i zdecydowany w charakterze. Bardzo dobrą mikrodynamikę uzupełnia otwartość dźwięku sugerująca brak kompleksów, jeśli można tak powiedzieć o urządzeniu, które zagrać może każdą muzykę dobrze. Pamiętając, iż to hybryda, to jej charakter jest jednak bliższy tranzystorowej charakterystyce, co znajdujemy także potwierdzenie w jego mocy, aczkolwiek nie brakuje lampowego wykończenia, które sprawia, iż muzyka ma nieco ocieplony wizerunek. Tu uwaga dotycząca natury zwrotu ocieplony wizerunek: to precyzyjne jak skalpel urządzenie nie ma nic wspólnego z ciepłymi kluchami, jeśli już pozwalamy sobie w tym tekście na takie kolokwializmy. Słuchając kolejnych albumów, miałem wrażenie, iż nieczego nie można mu zarzucić i tak było w rzeczywistości, a to sprawiało, iż dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że ciągle szukam jakichś anty atutów. Niepotrzebnie.

Tyle sam wzmacniacz, ale wspominałem przecież, że to konstrukcja all-in-one, a zatem pozostaje nam jeszcze do wspomnienia o pozostałych jakże ważnych elementach, czyli o preampie gramofonowym i wzmacniaczu słuchawkowym. To ten ostatni okazał się najsłabszym elementem całej konstrukcji, aczkolwiek to nie tak, iż pozbawiony był zalet. Tu przyznam, że nie jestem słuchawkowym geakiem, a moje AKG K550 Reference są mi zarówno podporą w studio, jak i służą precyzyjnym odsłuchom nagranego materiału raczej na etapie postprodukcji, niż do spędzania godzin na słuchaniu muzyki. Niemniej jednak, dźwięk wzmacniacza słuchawkowego Vouvray był raczej pozbawiony wypełnienia, był nieco metaliczny i płaski. To wciąż dobry odsłuch, ale w porównaniu ze szlachetnością brzmienia samego wzmacniacza, spodziewałem się czegoś nieco bardziej wyrafinowanego i pełnego. Nie miałem natomiast takich zastrzeżeń do preampu gramofonowego, bo ten wydał mi się zaskakująco dobry – zaskakująco o tyle, iż najpierw odsłuchałem kanał słuchawek. Jeśli chodzi o sam pre phono to musimy mówić raczej o wyższej półce cenowo jakościowej- zakładając, iż to system dla wkładek typu MM. Ten dźwięk ma precyzję i pewnego rodzaju gęstość raczej niedostępną dla produkcji budżetowych. Porównanie z EAR 834 wypadło nieco na korzyść tego ostatniego – tu dźwięk był bardziej zrównoważony i skupiony – ale to być może wyłącznie moje subiektywne oczekiwania.

Nie wiem czy to sprzęt dla wszystkich, o tyle, o ile taki nie istnieje. Z pewnością jednak jest on idealną propozycją nie tylko dla tych, którzy nie chcą się bawić w długotrwałe kompletowanie systemu, który może zagrać naprawdę dobrym dźwiękiem, ale i dla tych, którzy zaakceptują propozycję Supravox. To dźwięk najwyższej jakości, ale nie jestem pewien czy każdy z jego torów jest jednakowo dobry. Sam wzmacniacz jest wart najwyższych not, a towarzyszące mu peryferia wiele od niego nie odstają. Jego nieco tranzystorowa charakterystyka z pewnością może się spodobać, a i wyobrażam sobie, iż nie jestem jedyną osobą, którą ten wzmacniacz zachwyci. To z pewnością najlepsza hybryda z jaką osobiście miałem do czynienia.