Calling the Muse

Bruno Helstroffer

Old & New Pieces for Theorbo. Nie znam nikogo, kto poznałby ten instrument i kogo by on nie fascynował, choć zdecydowana większość słuchających nie za bardzo kojarzy, z czym w ogóle ma do czynienia. Powstał jako odpowiedź na zapotrzebowanie i wymóg czasu, czyli końca XVI wieku, stając się częścią sekcji basso continuo, jako instrument o brzmieniowych możliwościach klawesynu, a mobilności lutni. W przeciwieństwie jednak do klawesynu, brzmienie lutni wielkiej jest miękkie i ciepłe, a to dzięki dodatkowym, długim na dwa metry basowym strunom rezonansowym, które wiszą poniekąd na osobnym gryfie. Nie miejsce to jednak na zaległą lekcję instrumentoznawstwa, a na podzielenie się odkryciem albumu niezwykłego, na którym theorbo nie tylko rezygnuje ze swej akompaniacyjnej roli, ale i – jak wyjaśnia wspomniany w pierwszym zdaniu podtytuł – ukazuje ten instrument w zupełnie nowym kontekście stylistycznym.

Nagrany w miejscu niezwykłym, w cysterskim Abbaye de Noirlac na południu Francji przynosi równie niezwykłą, przepełnioną skupieniem i spirytus movens miejsca muzykę. Nagrana w tym samym miejscu kilka lat wcześniej wybitna płyta Monteverdi Michela Godarda zdaje się zapowiadać opisywany album, jak i objawić światu niezwykły talent grającego na lutni Bruno Helstroffera. To właśnie on sygnuje swoim nazwiskiem Calling the Muse, zapraszając w rewanżu grającego na serpencie Michela Godarda. Niech nie zwiedzie nas jednak jego obecność, Przywołując Muzę to album w większości na theorbę solo, a obecność gości wydaje się być tu zabiegiem marketingowym.

Mam wrażenie, iż za sprawą tego albumu przenosimy się nie tylko do Abbaye de Noirlac, ale i odrywamy się od czasu i muzycznych stylistyk. Obcujemy z dźwiękami, które jak dym z kadzidła, unoszą się w średniowiecznych murach, nasiąkając ich historią i znaczeniem. Każdy bowiem dźwięk ma na tej płycie właściwy ciężar i żaden nie został zagrany i nagrany bez powodu. Utwory Kapsbergera mieszają się tu z muzyką Satiego, Picciniego, Helstroffera, czy Bacha, ale z jakiegoś powodu nie odbieramy ich stylicznej i historycznej odmienności, a jedynie przepełnioną spójnością opowieść o niezwykłym instrumencie i niezwykłym muzyku. Tak, można temu albumowi zarzucić, iż nie stoi po żadnej estetycznej stronie i nie opowiada się za jakąkolwiek stylistyczną opcją czy modą, ani że nie zamierza zmienić biegu muzyki wywołując poruszenie muzycznego światka. Zarzut ten jednak wydaje się być śmieszny, jeśli weźmiemy pod uwagę jakość tej muzyki i jej ponadczasowość. Gdy dodamy do tego ponadprzeciętną realizację akustyczną, świetne brzmienie i winylowy master, możemy tylko ubolewać, iż wersja LP została nieznacznie okrojona względem CD. Tak, SYGNOWANO AUDIO IDIOM!


Bruno Helstroffer (theorbo)
Rosemary Standley (vocalist)
Jean-Luc Debattice (reader)
Michel Godard (serpent),
Emek Evçi (double bass)

Record Label: ALPHA 391



© Audio Idiom