Ø Audio Icon

W europejskiej tradycji muzycznej muzykę można rozpatrywać dwojako – jako byt teoretyczny i abstrakcyjny, taki, który związany jest z samym dziełem (niech przykładem będzie partytura muzyczna) i jako byt związany ściśle ze zmysłem słuchu i praktyką wykonawczą (wtedy muzyką jest to, co słyszymy). Dla zdecydowanej większości, ten drugi jej aspekt jest jedynym dostępnym przejawiającym się muzycznym światem. Owo przejawianie zależne jest w sposób bezpośredni od dostępnego apparatus, czyli zestawu przynależnych danej kulturze narzędzi, a mówiąc precyzyjniej, instrumentów muzycznych. Instrumenty te są dla muzyków stopniem pośrednim pomiędzy muzyką, a odbiorcą i bez nich, muzyka pozostać musiałaby jedynie ideą. Nie dziwi zatem fakt, iż sami muzycy przywiązują ogromną rolę do tego, na czym grają. Nie chodzi bynajmniej o instrument, ale o to, jaki to instrument. Choć dla odbiorcy fortepian to jedynie fortepian, dla muzyka ma znaczenie czy to Bösendorfer, czy Steinway. Podobnie rzecz ma się z każdą rodziną instrumentów, a wybór tego właściwego (jedynego) jest dla muzyka status quo. To być może dlatego, zjawiskiem niemalże powszechnym wśród muzyków jest ich przywiązanie do brzmienia danej marki, jej wizerunku i wszelakich pozamuzycznych konotacji. Gdyby wziąć pod uwagę jedynie topowe marki, każda z nich ma swoich zwolenników i fanów, a na poziomie profesjonalnym także endorserów, czyli muzyków, którzy poniekąd reklamują daną markę.

Tak jak instrumenty muzyczne są stopniem pośrednim pomiędzy muzyką jako ideą, a odbiorcą, tak urządzenia audio są stanem pośrednim pomiędzy muzykiem-wykonaniem, a odbiorcą, który nie musi już bezpośrednio uczestniczyć w owym wykonaniu. To dzięki ich dobrej jakości, odbiorca może rozpoznać, czy pianista użył podczas nagrania fortepianu (rozróżnienie pomiędzy markami nie jest już takie proste, choć przecież brzmienie Yamaha i Steinway to zupełnie inna para kaloszy), czy może modnego ostatnio pianina, które generuje całkowicie inną dźwiękową poświatę. Nie inaczej ma się sprawa z akustyką nagranych pomieszczeń, bliskością mikrofonów, czy wykreowanemu dźwiękowemu obrazowi. Wszak ma znaczenie, czy grają skrzypce barokowe, czy elektryczne, tak jak ma znaczenie czy muzyk używał wytłumionych membran w swojej perkusji, czy raczej zależało mu dźwięczności i rezonansie całego spektrum dźwiękowego i membrany pozostały niewytłumione. To być może szczegóły, ale to dzięki nim i ich obecności słuchanie muzyki staje się pasjonującym procesem.  

Na stronach Audio Idiom relacja muzyki i kultury podkreślana jest niejednokrotnie, a dzieje się tak dlatego, aby przypomnieć, iż hierarchia kultura-muzyka-audio pozwala nam lepiej zrozumieć to ostatnie. Urządzenia audio, choć są stadium pośrednim pomiędzy muzyką, muzykiem, a odbiorcą stają częstokroć w szranki wyczynowych porównań, gdzie wysokie osiągi zdają się mieć większe znaczenie niż muzyczność przekazu. Takie audio rozumienie choć jest praktyką powszechną, oddala odbiorców muzyki od jej idei i bezpośredniego źródła, a samo audio staje się wtedy sztuką samą dla siebie. Podkreślanie relacji kultury, muzyki i audio zdaje się być na to antidotum i zachętą do dalszych poszukiwań. W tych poszukiwaniach warto pozostać otwartym i czujnym, ale warto także mieć precyzyjne wytyczne i sprawny kompas. Jeśli tym kompasem pozostaje akustyka i brzmienie akustycznych instrumentów, mniejsze są szanse, iż zwiedzeni zostaniemy na manowce. Warto także znać punkty orientacyjne na tej audio mapie, tak aby w realiach audio terytorium pozostawać zorientowanym. Dla mnie jako muzyka, jednym z takich punktów orientacyjnych, czyli punktem odniesienia pozostawały kolumny LS3/5a, których edycję Falcon Golden Budge opisałem tutaj. To jeden z moich ulubionych produktów audio, który zachwyca muzykalnością, choć absolutnie nie powala wysokimi osiągami. To taki mój Steinway wśród monitorów i absolutny punkt referencyjny. 

Jakimż było dla mnie zaskoczeniem, kiedy do mojej referencyjnej listy instrumentów ulubionych dołączyły kolumny, które z LS3/5a nie mają nic wspólnego. Po raz pierwszy usłyszałem je, a precyzyjniej zobaczyłem (słuchania było niewiele, acz sprawne ucho wychwyciło atuty tej konstrukcji) na Audio Show w Hotelu Sobieski w Warszawie w 2019 roku. Przykuwająca uwagę zjawiskowa forma nie ustępowała wykończeniu ani możliwościom sonicznym tych kolumn. Nie miałem nadziei, iż uda posłuchać mi się tych konstrukcji u siebie, bowiem norweska firma Ø Audio nie miała wtedy jeszcze dystrybucji w Polsce. I tu pora na drugie zaskoczenie, którym chciałbym się podzielić. Już niebawem, Ø Audio Icon stały się flagową kolumną gliwickiego 4HiFi, dzięki uprzejmości, której, kolumny te mam okazję i niewątpliwą przyjemność opisywać teraz na łamach Audio Idiom. Niemała w tym zasługa jej prezesa, Jana Grzybickiego, na którego serdeczność i profesjonalizm zawsze można liczyć. Dziękuję! Trzecie zaskoczenie, to informacja, która widnieje na tabliczce znamionowej kolumny i informuje Designed in Norway – Handrcrafted in Poland. Tymczasem, pora na podzielenie się wrażeniami, a te, co muszę podkreślić, pozostają niezmienne od pierwszego wejrzenia i wsłuchania.

Ciekawa bryła kolumn zaskakuje zarówno prostotą, jak i oryginalnością. Ich prostota nie ma jednak nic wspólnego z prostotą linii. Te, biegną pod różnymi kątami, tworząc coś na kształt obelisku, czy też monolitu, dzięki czemu, żadna ze ścianek nie pozostaje z innymi w relacji równoległości. Ma to swoje uzasadnienie akustyczne, nadając jednocześnie kolumnie dynamiczną sylwetkę. Bryłę dopełniają dwa głośniki, których charakter wizualny odgrywa także niewątpliwą rolę. 12-sto calowy sztywny celulozowy głośnik osadzony jest wokół aluminiowego, sporych rozmiarów dyfuzora fazy, co nadaje kolumnie wyraźny wizualny akcent, o nieco sportowym charakterze. Element ten, uzupełniony jest przez zjawiskowo zaprojektowaną i wpasowaną w całość tubę, a każdy element dopracowany jest w jak największym stopniu. Sztuka waży 54 kg i sięga metra wzwyż, co czyni te kolumny niemałymi, ale też pozwala im zagościć w większości średniej wielkości wnętrz. U dołu dwa wyloty bas refleksu osadzone są z jednej strony kolumny, co daje niebagatelne możliwości dodatkowego kształtowania dźwięku. Przyznam, na mnie ta nowoczesna i dynamiczna forma robi piorunujące wrażenie, a jednocześnie nie epatuje dodatkami i nie stara się przypodobać. Widać to szczególnie dobrze w wykończeniu fornirowanym, gdzie słoje orzecha dodają tej bryle dodatkowej trójwymiarowości. 

Przedkładając liniowość i spójność barwy, ceniąc precyzję i holograficzność nad dźwiękowe fajerwerki i rozciągnięcie w basie nigdy nie byłem zwolennikiem przeskalowanego dźwięku, którego rozmiar odrywał się od akustycznej rzeczywistości. Jakości zawsze upatrywałem raczej w akustycznej adekwatności niż sonicznej gigantomanii. To być może dlatego, nigdy nie zadowoliłem się w pełni brzmieniem kolumn o dużym rozmiarze, które częstokroć kosztem precyzji i tempa, eksponowały rozmach i uwodziły ciężarem dźwięku. Czy to ze względu na muzyczne doświadczenie czy fonograficzne wybory, zawsze bliżej było mi do brzmienia monitorowego niż do najlepszych podłogówek. Wybór pomiędzy jednym, a drugim pozostawał (dla mnie) wyborem albo-albo a światy precyzji i rozmachu pozostawały w niedającym pogodzić się rozdzieleniu. Wszak, uznanie natury świata jest oznaką dojrzałości. Tymczasem, Ø Audio Icon przeczy tak uznanemu paradygmatowi. Ta kolumna zdaje się łączyć ogień z wodą. Potrafi zagrać tak z rozmachem, jak i wyjątkową precyzją. Ale po kolei. 

Czy zatem Ø Audio Icon gra tak nietypowo jak wygląda? Czy biorąc pod uwagę rozmiar i zastosowane przetworniki, należy spodziewać się czegoś nietypowego, czy raczej wyjątkowego? Jak na kolumnę tych rozmiarów nie dziwi zakres częstotliwości, choć gdyby uznać, iż jej możliwości zawierają się w zakresie od 27Hz do 20kHz to tak, jakby nic nie powiedzieć. Pierwsze, co przychodzi na myśl to zrównoważenie i bezwysiłkowy charakter grania. Te kolumny zdają się nie mieć ograniczeń i z lekkością zagrają dobrze każdą muzykę! Krystaliczność przekazu osiąga tu stopień najwyższy, nigdy nie epatując sztucznością ani natarczywością. Podobnie najwyższy stopień osiąga tu selektywność i rozdzielczość, które sprawiają, iż Icon z zegarmistrzowską dokładnością odtworzy niuanse każdego nagrania, zachowując się raczej jak rasowy monitor, niż typowa podłogówka z bas refleksem. Zaskakująca jest wszechstronność tych kolumn! Równie dobrze radzą sobie z kameralistyką, jak z symfonicznym graniem, z elektroniką, jak i solowymi recitalami czy akustycznym jazzem, a czynią to tak dobrze, iż ma się przeczucie graniczące z pewnością, iż do każdej z tych stylistyk zostały stworzone i im dedykowane. Niezależnie czy nasza muzyczna dieta oparta jest o ostre gitarowe granie czy współczesną kameralistykę, Ø Audio Icon wyciągnie z niej kwintesencję stylu, a my nie zauważymy nawet, jak i kiedy to się stało. 

To, co osobiście najbardziej cenię w tych głośnikach to fakt, iż ich dźwięk nigdy nie jest przeskalowany. Instrumenty mają adekwatny rozmiar i barwę, co nie jest aż tak powszechne w konstrukcjach tej wielkości. To być może zasługa dużej, sztywnej membrany, ale to nie mnie oceniać. Bas, choć schodzi nisko, nie jest natarczywy i pojawia się tam, gdzie trzeba i kiedy trzeba zawsze pozostając odpowiednio konturowy i sztywny. To on i nieco ciemniejszy środek pasma nadaje tej konstrukcji sygnaturę dyskretnego dociążenia, a to sprawia, iż mamy poczucie obcowania z czymś szlachetnym. Gęstość równoważy tu napowietrzenie, precyzja dynamikę, wyrafinowanie dzikość, ciężar szybkość i precyzję. Muzyka nie ma tu żadnych ograniczeń. Jedynym ograniczeniem pozostaje przestrzeń odsłuchowego salonu i budżet. Kolumny te lubią bowiem stanąć nieco szerzej (u mnie grały rozstawione na około 2,5 metra) i lubią, kiedy punkt odsłuchu jest co najmniej w tej samej odległości, co szerokość sceny. Z pewnością zyskują w większych pomieszczeniach, gdzie nie tylko wyeksponować można ich piękną bryłę, ale gdzie przede wszystkim zapewnić im można odpowiedni oddech i adekwatną do ich rozmiaru akustykę. Jeśli miejsce na to pozwala, warto podczas ustawiania poeksperymentować z wylotami bas refleksu. Ta ich cecha konstrukcyjna pozwala na dodatkowe i bezinwazyjne kształtowanie dźwięku. Jest to o tyle ważne, iż dzięki temu możemy uzyskać odpowiednią rozdzielczość w basie, która przy mniej odpowiednim ustawieniu może być nieco zagłuszana przez obecność i ciężar basu, którym Icon dysponuje (szczególnie w mniejszych pomieszczeniach).

Ø Audio Icon choć wydaje się być kolumną łamiącą stereotypy wyglądu i konstrukcji jest nad wyraz udaną propozycją. Oferuje nam dźwiękowy rozmach i bogactwo dźwięku, które ani przez chwilę nie skupia się na epatowaniu nadmiarem i wielkością. W iście monitorowy sposób, kolumna ta prezentuje muzykę bez jakichkolwiek ograniczeń i czyni to w sposób bardzo muzykalny, poniekąd tylko przy okazji odkrywając słabości lub atuty nagrania. Tam, gdzie trzeba pokaże pazur i dzikość; tam, gdzie trzeba będzie wyrafinowana – niemalże filigranowa; co rusz, zachwyci nas rozmiarem muzycznej sceny, którą także pokaże w sposób kontrolowany i adekwatny; tam, gdzie to konieczne, uderzy z pełną mocą i uczyni to z lekkością; tam, gdzie to zostało zarejestrowane ukaże słabość realizacji lub potęgę akustycznego środowiska; jeśli to konieczne, pozwoli rozpoznać jakiej kalafonii użył wiolonczelista w smyczkowym kwartecie, a to już bardzo wiele. W moich absolutnych rankingach (a te, przypomnijmy, mają za referencję wyłącznie muzykę w naturze), choć z zastrzeżeniem, iż nie słyszałem wszystkiego, to zjawiskowo dobra kolumna, która pozwala cieszyć się pięknem zarejestrowanej muzyki i to bez ograniczeń. Napisać Sygnowano Audio Idiom, to jak nic nie napisać!