Fezz Audio

Fezz Audio – Titania

Nie wiem jaki odsetek wśród muzyków stanowią audiofile, ale kilku tych, o których wiem, bądź których znam, cenię szczegolnie. 

Miejsca wyjątkowe na tej liscie należą do muzykow bardzo mi bliskich – wybitnego pianisty Keitha Jarretta; kontrabasisty – który wziął udział w bodajże największej ilości sesji nagraniowych, a spora część z nich, to kamienie milowe jazzu – Rona Cartera, czy mojego serdecznego kolegi, legendy polskiej wokalistyki Jorgosa Skoliasa. 


Być może dociekanie tego, kto słucha muzyki i jak to wpływa na ocenę jakości tego odsłuchu nie ma najmniejszego sensu, niemniej chciałbym zwrócić uwagę, że być może perspektywa muzyków/audiofilów bywa interesująco odmienna. Interesująco, bowiem tu twórca spotyka się na linii z tworzywem, a brzmienie muzyki zagranej spotyka się z brzmieniem muzyki odtworzonej. Zarówno Keith Jarrett , jak i Ron Carter mówią w swoich wypowiedziach o poszukiwaniu i doskonaleniu brzmienia swojego instrumentu. Nie śmiem twierdzić, iż to jemu dedykują swoje systemy audio, ale trudno nie uznać, iż jest coś na rzeczy. 

Co to za perspektywa? Co odmiennego jest w percepcji muzyków i czy ma to jakikolwiek wkład w idiom audio? Czy da się tą odmienność uchwycić i zestawić z odmiennością odbiorcy audiofila nie-muzyka?

Ja osobiście nazywam tą perspektywę „perspektywą pulpitu dyrygenckiego”. W naszych kategoriach oznacza ona jedynie odmienną pozycję czy też umiejscowienie odbiorcy względem zespołu, tudzież orkiestry. Wszak ten sam koncert z pozycji pulpitu i z dwunastego rzędu filharmonii, to zupełnie inny koncert. Ani lepszy, ani gorszy, tylko zdecydowanie inny. Zdecydowanie, bowiem wynikający z odległości od całości, vs odległości od elementu. 

Uproszczenie to rzecz jasna przemilcza wiele stanów pośrednich, odmiennych doświadczen, czy też możliwości, ale ma jedynie na celu ukazanie wyimaginowanej granicy w odbiorze muzyki via audio.   

To tyle tytułem wstępu. Przejdźmy zatem do meritum. A tym meritum jest wzmacniacz od Fezz Audio TITANIA. To już drugi z oferty tej firmy wzmacniacz, który mam przyjemnośc i okazję odsłuchać. O ile pierwszy, Mira Ceti przyszedł do mnie z przewidywalnym kompletem nam 300B, o tyle Titania dotarła z kompletem lamp  KT120, zamiast dedykowanych mu KT88. W tym miejscu przyznam, iż kiedy około dwóch lat temu po raz pierwszy zobaczylem wzmacniacz Fezz Audio, uznałem że jeśli grają tak jak wyglądają, prezentują oryginalne i odważne podejście. Fezz bowiem z wyglądu jest jednocześnie minimalistyczny – klasyczny – rzekłbym skromny, ale zarazem odważny (w barwach), dzięki czemu nieoczywisty. Ta nieoczywistość, to coś poza schematam, coś co odróżnia, ale jednocześnie spaja całą linię Fezza. 

To oczywiście koncept i wizja muzyki, którą firma reprezentuje, a ta jest o tyle kompleksowa, o ile pozbawiona kompleksów. 

Jest to wizja melomana, któremu doświadczenie w odbiorze muzyki koncertowej pozwoliło skonstruować urządzenie, pozwalające z łatwością replikować muzykę in act w skali własnego salonu. Włączając Titanię przenosimy się do dowolnie wybranej sali koncertowej i doświadczamy tego, co tylko obcowanie z żywą muzyką oferuje i zapewnia, a więc rozmiar, rozmach, synergię i moc. Ten sprzęt gra sceną, ale sceną rozumianą tu jako doświadczenia sceniczne, jako zespół zdarzeń, a nie poszczególnych elementów, które sami musimy poukładać w całość. Ta scena ma adekwatną szerokość, wyważony ciężar i taką akustykę, na jaką pozwala twój pokój odsłuchowy i rodzaj kolumn głośnikowych. Jej moc pozwala na dużo. Jest angażująca, ale wymaga od Ciebie uwagi niczym autentyczna sala koncertowa. 

O ile Mira Ceti to łagodność i miękkość, o tyle Titania to sprężystość i pewność siebie. Pan Maciej konstruując Fezza staje po stronie melomana, oferując doświadczenie tożsame z uczestnictwem w koncercie jako doświadczeniu quasi scenicznym, co dodajmy, jest doświadczeniem każdego melomana, niezależnie czy jest on muzykiem, czy audiofilem, czy jednym i drugim, a nawet żadnym z nich.