Na stronie Audio Idiom zastanawiam się często czy istnieje coś takiego, jak audiofilski matrix i im częściej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonany, że owszem tak. Niczym niewidzialna matryca jest on punktem odniesienia i to na nim powstają kolejne mity, które wydają się trwać niezmiennie, i do których każdy szanujący się audiofil się odwołuje. Nie ma w tym nic złego, pod warunkiem wszak, iż budowany na nich audiopogląd nie jest konstruktem nienaruszalnym, a jak mówi doświadczenie, tak właśnie bywa najczęściej. Na różnych poziomach wtajemniczenia dotyczą one rzeczy i spraw różnych, ale ogólny paradygmat wydaje się być oparty na strukturze sukcesji nabytych przekonań. Wypadałoby w tym miejscu kilka takich przekonań wymienić, ale znacznie ciekawszym będzie oprzeć się na przykładzie, który jest tematem niniejszych rozważań i który – mam takie wrażenie – może podważać audiofilski mindset wielu zainteresowanych, tym bardziej, że dotyczyć będzie tematu wciąż tak enigmatycznego, jakim jest gramofon.
Konstrukt ten wzbudza zresztą niemałe emocje, bowiem dla jednych jest jedynym słusznym źródłem dźwięku i sposobem replikowania muzyki, dla innych, jednostką wręcz nieuleczalnie chorobową i przypadkiem wielu przypadłości. Te przypadłości wynikają z faktu, iż gramofon to w rzeczywistości dzieło mechaniki, którego elementy cierne biorą pośredni, bądź bezpośredni udział w odtwarzaniu muzyki, a ich oddziaływanie sumuje się na wyjściu. Jeśli dodamy do tego niewielki sygnał, który trzeba wzmocnić przedwzmacniaczem, to dochodzi kolejny element, który sprawę jeszcze bardziej komplikuje. Aby ograniczyć poziom zniekształceń w gramofonach stosuje się szereg rozwiązań, które koncentrują się tak na samych elementach ciernych, jak i wyeliminowaniu ich oddziaływania, czy to poprzez zaawansowaną technologię produkcji, czy użycie kosmicznych materiałów, co znacząco wpływa na zwiększenie masy tych urządzeń i równie znacząco, na wzrost ich ceny. Wiedzą o tym projektanci gramofonów i, jak to się często w audio mówi, nie ma nic za darmo. Okazuje się jednak, iż często nawet nieograniczony budżet nie jest rozwiązaniem, bowiem wzrost masy generuje kolejne problemy, a sama masa urządzeń nie może rosnąć w nieskończoność.
Tyle w skrócie, ale zanim przejdziemy dalej, przyjrzyjmy się jeszcze kilku kluczowym elementom, które wpływają na jakość gramofonu, którą należy tu rozumieć jako wyeliminowanie wpływu mechaniki na finalny dźwięk. Te kluczowe elementy to łożysko, na którym spoczywa masywny talerz, system napędu tego talerza zapewniający stabilność obrotów oraz brak przydźwięku spowodowanego pracującym silnikiem, konstrukcja podstawy, na której spoczywa urządzenie, sam talerz, oraz ramię, które często należy rozpatrywać jako nieodzowny, aczkolwiek osobny element urządzenia. Wpływ każdego z tych elementów sumuje się na wyjściu, dlatego projektanci gramofonów robią wszystko, aby wpływ ten ograniczyć do minimum, a w sytuacji idealnej wyeliminować. W przypadku gramofonu jakość dźwięku zależy od jak najprecyzyjniejszej pracy tych elementów.
Projekt, który jako pierwszy gramofon pojawia się na Audio Idiom zawdzięcza swoje powstanie wizjonerowi, który, jeśli nie zanegował wszelkie gramofonowe stereotypy, to z pewnością pomyślał o nich właśnie out of the square. Choć prezentowany model nie pochodzi bezpośrednio z jego Well Tempered Lab to jednak, jego wkład w jego ostateczny kształt jest niezaprzeczalny. Zarówno rozwiązania dotyczące samego łożyska – choć w tym przypadku łoże byłoby lepszym określeniem – jak i przekazania napędu przez pasek – ponownie, w tym przypadku określenie mikro-żyłka byłoby bliższe prawdy – oraz ultralekkiego, tłumionego ramienia zawdzięczamy bezpośrednio jego wizji i koncepcji. William Firebaugh podszedł bowiem do sprawy od zupełnie innej strony: co by się stało, gdyby przestać walczyć z oczywistymi problemami, tylko je wyeliminować, pominąć? Lata eksperymentów, 50 autorskich patentów i setki przetestowanych rozwiązań pozwalają wierzyć, iż technologiczna myśl i innowacyjność pana Firebaugha jest poparta indukcyjnością jego metodologii.
Wszystkie z tych rozwiązań, oprócz tych dotyczących ramienia, to bowiem w gramofonach WTL przybiera odmienną formę, znajdziemy w konstrukcji, która jest tematem naszych rozważań. Stało się tak dlatego, iż gramofon WAX Engine marki Consonance jest wspólnym osiągnięciem opisanego powyżej duńskiego konstruktora i właściciela marki Consonance, firmy Opera Audio, z którą Firebaugh współpracuje przy produkcji gramofonów WTL. Te rozwiązania to przede wszystkim:
- trójkątne teflonowe łożysko oporowe, którego jeden z wierzchołków skierowany jest precyzyjnie w kierunku silnika, co całkowicie eliminuje mimośrodowy ruch talerza zapewniając stabilność i eliminując niemalże do zera szum łożyskowania
- autorskiego projektu precyzyjny silnik DC Mabuchi z dużym momentem obrotowym i innowacyjnym serwomechanizmem, który zapewnia bardzo stabilny obrót talerza i który jest odsprzęgany mechanicznie od metalowej ramy za pomocą systemu pierścieni zapewniając bezgłośną pracę
- poliestrowy wężyk przekazujący napęd na akrylowy talerz ma średnicę 0.1 mm, co eliminuje wszelkie rezonanse mogące pochodzić od napędu
- będące częścią zestawu, podwieszone w sporych rozmiarów jarzmie ultralekkie ramię Allegro (mass without counterweight 53g) jest, jak przystało na projekty WTL tłumione (w tym przypadku bawełną), co wyklucza niemalże do zera wszelkie rezonanse, które mogą zostać wywołane przez działanie ramienia, jego obsługa ogranicza się jedynie do ustawienia parametrów Overhang i VTA
Całość spoczywa na stosunkowo ciężkiej, aluminiowej, składającej się z trzech bloków ramie w kształcie litery T (raczej t), która może przywodzić na myśl konstrukcje gramofonów Kuzma, w przeciwieństwie jednak do nich, podparta jest ona na gumowych stożkowych nóżkach, które moim skromnym zdaniem, choć świetnie izolują akustycznie całą konstrukcję od podłoża, są jednocześnie jej najsłabszym estetycznie elementem. I tu być może pora na komentarz pisany oczami, bowiem WAX Engine należy raczej do kategorii love or hate. Dla jednych będzie zbyt anorektyczny, dla drugich wydać się może na tyle oryginalny, iż zapałają do niego szczerym entuzjazmem. Trudno odmówić mu jednak charakteru, a to, moim zdaniem, zaleta.
Przejdźmy zatem do brzmienia, które w tym przypadku wydaje się być tym elementem, na który szczególnie warto zwrócić uwagę. Biorąc pod uwagę, iż mamy do czynienia z urządzeniem niemalże z przedziału entry level, spotkać nas może ogromne pozytywne zaskoczenie. Wszystko wydaje się tu być na dźwiękowym miejscu i to takim, które przypisane jest do znacznie wyżej położonych półek cenowych. Podobnie jak w droższych konstrukcjach, metalowa plinta wydaje się nie dodawać do dźwięku ocieplenia czy koloryzacji, ale nie sprawia również, iż dźwięk nie nabiera sztywności. To z pewnością zasługa teflonowego łożyska i systemu w jakim gramofon spoczywa na platformie (zmiana nóżek na metalowe sprawia, iż dźwięk staje się nieco sztywniejszy, co wpływa korzystnie na nieco łagodniej grające wkładki). Podczas odsłuchu kolejnych albumów, mamy do czynienia z ciszą tła o jaką nie łatwo w analogowej domenie. To niewątpliwy atut. Jeśli dodamy, iż zarówno stabilność obrotów, jak i brak jakiegokolwiek przydźwięku z pracującego układu silnik-talerz, oraz wyjątkowe ramię, to otrzymujemy konstrukcję, która choć pozbawiona dynamiki kilkukrotnie droższych urządzeń musi być rozpatrywana jako wstęp do analogowego high-endu. Sygnowano Audio Idiom!