AUDIO SHOW 2022

W ostatnią niedzielę października 2022 roku, po trzech intensywnych dniach dobiegły końca targi Audio Show. Jak sama nazwa wskazuje, w sam raz coś dla miłośników audio i (chciałoby się mieć nadzieję) melomanów. Targi jak zwykle przyciągnęły rzeszę wystawców z całego świata i odwiedzających, którzy mogli nacieszyć swoje oczy i uszy w trzech miejscach w centrum Warszawy. Zarówno Hotel Sobieski i hotel Golden Tulip, jak i Stadion Narodowy pękały nie tylko w szwach, ale i od decybeli. Najgłośniejsi wystawcy przekroczyli z pewnością granicę stu – co, o dziwo, nikogo na tych targach nie dziwi, a nawet, jak przypuszczam, staje się być-albo-nie-być wystawcy. Niemniej jednak, po trzech latach przerwy, spowodowanych przez pandemię strachu, branża audio z pewnością miała prawo świętować nieco głośniej. Tak też się stało. Trzydniowe święto nie szczędziło dźwiękowych doznań i wizualnych atrakcji. Nie będę jednak ich tu przywoływał, a skupię się raczej na ogólnej refleksji dotyczącej audio machiny, która wymknęła się spod kurateli muzycznej i przeszła, jak większość produkowanej muzyki, na ciemną stronę mocy przemysłu kulturalnego (o tym ostatnim – nieco więcej poniżej). 

Falcon Acoustic potwierdził swoją klasę i znajomość rzeczy. Małe monitorki M10 zagrały zjawiskowym, otwartym, dobrze zbalansowanym i dynamicznym dźwiękiem.

Targi rządzą się swoją specyfiką i dla kogoś, kto odwiedza je po raz pierwszy, lub szuka dźwięku idealnego dla siebie, mogą być sporym zaskoczeniem. To raczej targowisko dźwięku, a nie gabinet doradczy dla poszukujących sensu muzyki. Skoro była mowa o przemyśle, warto przypomnieć, iż choć wydaje się nam, że służy on zaspokajaniu naszych potrzeb i pragnień, to w rzeczywistości służy generowaniu przychodów i akumulacji kapitału. Co za tym idzie, największym towarem odbywających się cyklicznie spotkań, nie jest bynajmniej sprzęt audio ani tym bardziej dobry dźwięk, ale odwiedzająca owe targi publiczność. To ona jest tu najważniejszym potencjałem i siłą napędową tej muzycznej odnogi. To ona decyduje o muzycznych wyborach i o kierunku rozwoju audio. To w końcu ona odpowiedzialna jest za być-albo-nie-być audio producentów. Audio, choć sprawia wrażenie, iż jest gałęzią oderwaną od rzeczywistości, jest w rzeczy samej integralną tej rzeczywistości częścią. Choć wydaje nam się, iż to producenci proponują rozwiązania, których oczekujemy, w rzeczywistości proponują nam to, co zostało precyzyjnie skalkulowane jako możliwe do przyjęcia. Ostatecznie to odbiorca zapłaci za towar, a jego wartość będzie współmierna do możliwości nabywczych w znacznie większym stopniu, niż wierność odwzorowania (high fidelity) dźwięku, które są podbudową całego audio biznesu. 

J.Sikora Initial z kewlarowym ramieniem KV12 – technologiczne dzieło sztuki i gramofonowa czołówka dźwięku.

Czy aby nie oznacza to, że hi-fi straciło rację bytu? Bynajmniej. Owa wierność odwzorowania, która skrywa się za angielskim high fidelity, uległa zmultiplikowaniu. Ilość nagrywanych gatunków muzycznych pozwala, by to, co mierne w jednym gatunku, było wierne w innym. Współcześnie jako większość nie oczekujemy bowiem wierności, a raczej atrakcji, ekstazy i braku umiaru. Wykupując ofertę audio, liczymy na all inclusive, a skok naszej dopaminy ma być współmierny z poniesionym finansowym nakładem. I dlatego oferta targów skupia się na czymś zgoła innym, niż dźwiękowa wierność, adekwatność i czystość. Tych szukać należy gdzie indziej. Targi mają nas oczarować i uwieść, mają sprawić, iż bardziej uwierzymy w audio utopię i uzasadnią jej rację bytu. Racja ta zostanie potwierdzona fotorelacjami branżowych dziennikarzy i rankingami najlepszych systemów (korelacja najdroższy-najlepszy zdaje się być dominującą), a to sprawi, iż audio machina utwierdzi swoje status quo

Horch House zaprezentował magię analogowej taśmy master tape – atrybuty studyjnego, wręcz koncertowego grania.

Zapyta ktoś: po co o tym pisać? Otóż, jeśli audio ma się rozwijać w ko/relacji z muzyką (przy czym mam tu na myśli prawdziwą muzykę, a nie produkcyjny produkt muzykopodobny krótkiego trwania i niższego obiegu), pisanie o tym jest niemalże obowiązkowe. W przeciwnym razie, w niedalekiej przyszłości music via audio będzie doświadczeniem, które ulegnie całkowitemu rozdzieleniu z muzyką par excellence. Rozdzielenie to może sprawić, iż słuchanie w oderwaniu od źródła (tzw. słuchanie akuzmatyczne) będzie jedynym, z jakim przeciętny odbiorca będzie mieć do czynienia. Oderwanie to jest jednak problematycznym paradoksem, pozbawia bowiem audio muzycznej i dźwiękowej referencji, którą do tej pory były instrumenty akustyczne i głosy ludzkie. Dzieje się tak dlatego, że akustyka jest jedynym wiarygodnym i niezmiennym punktem odniesienia. Poszukując wierności przekazu, nie tylko warto ją znać, ale i nie ulegać iluzji, iż więcej zawsze znaczy lepiej. W końcu instrumenty mają swój rozmiar, ciężar, timbre, etc. Audio, które stara się poprawiać tę rzeczywistość, oddala się od wierności i czyni to właśnie kosztem samej muzyki. Mam na myśli to, że współczesne audio lubi poszczególne instrumenty muzyczne czynić lepszymi i większymi, niż są w rzeczywistości. Ekscytacja jest ważniejsza od wierności, tak jak iluzja jest ważniejsza od prawdy. 

Amadeus 254 z wiszącym ramieniem LTD Symmetrex od nowozelandzkiej Well Tempered Lab redefinicja analogowego i organicznego brzmienia.

Zdaję sobie sprawę, iż większość odwiedzających korytarze Audio Show stanowią obiorcy muzyki, dla których instrumentarium akustyczne nie jest bynajmniej podstawą muzycznej diety. Jak można się było przekonać, w odsłuchowych salonikach dominowała muzyka bądź to rockowa, bądź produkowany współcześnie pop, ewentualnie evergreens, które wszyscy znamy i kochamy. Ot, specyfika targowiska dźwięku. W związku z tym pojawia się jednak pytanie, na ile ta dźwiękowa dominanta nie jest zjawiskiem powszechnym – i co z tego wynika? Otóż, jeśli tak, to mamy do czynienia z sytuacją, w której odbiorca oczekiwać może ciągłego podnoszenia progu stymulacji atrakcji – więcej basu niech będzie tu przykładem najbardziej symptomatycznym. Współcześnie, status audio rośnie bowiem nie tylko razem z ceną, ale i z wielkością i nie chodzi bynajmniej jedynie o wielkość samych urządzeń. Pod kryterium to podciągnąć należy także rozmiar dźwięku, który zdaje się nie mieć górnego progu, charakteryzuje go za to brak umiaru. Zakładając, iż producenci i konstruktorzy urządzeń audio to także odbiorcy muzyki, ze wspomnianym brakiem umiaru mamy do czynienia po obu stronach tej społecznej układanki. Współczesne audio zdaje się znacznie bardziej przypominać stadionowy koncert megagwiazdy, niż kameralny kontakt z muzykiem. Dźwiękowa masa dominować zaczęła nad wyobrażeniami mas, a te uznawać zaczęły ją za kryterium dobrego dźwięku. 

W relacji ceny do jakości dźwięku kolumny YAQIN MS-90M znalazły się w absolutnej czołówce AVS 2022

Na koniec tego nieco prowokacyjnego tekstu przywołam kursywą słowa klasyka, których wydźwięk pokrywa się nieco z powyższymi akapitami, a które zanotował on w swoim eseju „O fetyszyzmie muzycznym i regresie słuchania” już w 1938 roku [sic!]. I choć z pewnością nie jest on ku pokrzepieniu, to wyrażam nadzieję, iż dla niektórych z nas może być tekstem ku opamiętaniu: Kultura stała się jawnie i bezczelnie przemysłem posłusznym tym samym regułom produkcji, co wszyscy inni wytwórcy towarów. Kultura nie jest już zasobnikiem refleksyjnego rozumienia teraźniejszości w kategoriach odkupienia w przyszłości: przemysł kulturalny wyrzeka się obietnicy szczęścia w imię zdegradowanej utopii teraźniejszości. Oto ironiczny obraz naszych czasów.*

PS. Serdecznie dziękuję Rafałowi Stasikowi za udostępnienie zdjęć. Wybrane fotografie mają charakter poglądowy, aczkolwiek przedstawiają targowe audio zaskoczenia, bynajmniej bez statusu anty-rekomendacji.

  • Theodor W. Adorno – „Przemysł kulturalny”, NCK Warszawa 2019
Kolumny elektrostatyczne Diptyque DP107 zaprezentowały przestrzenny i uwodzący dźwięk.