Istnieją w audio pewne mechanizmy, dzięki którym uwaga całego światka zwraca się w tę samą stronę w tym samym czasie. To one wyznaczają trendy, sprawiają, że nieznane marki stają się liczącymi graczami, to one także odpowiedzialne są za zmianę trendu, który wydawał się stabilną linią rozwoju. Nie inaczej jest zresztą w dziedzinie audio pokrewnej, jaką jest muzyka. Tu także, podobne mechanizmy sprawiają, iż jedne kariery muzyczne trwają, a inne zaledwie rozkwitają, a jeszcze inne, nie mają nawet możliwości, aby rozkwitnąć. Jako odbiorcy, lubimy wierzyć, że jedynym kwantyfikatorem oceny tych mechanizmów jest jakość. Chcemy wierzyć, że przebijają się tylko najlepsi i że to oni mają najlepsze oferty. Zresztą, często trudno kwestionować łańcuszek recenzji, które wspierają daną markę czy dany produkt. Wierzymy także, iż pewne rzeczy są niezmienne oraz że dobra jakość skorelowana jest pochodzeniem danego the best. To, dlatego, najlepsze samochody są niemieckie, najlepsze wino francuskie, najlepsza kawa włoska, a najlepsze audio … no właśnie. Jeszcze kilka lat temu wedle powyższej reguły można było powiedzieć, że na pewno nie chińskie. Co więcej, mimo sukcesów i obecności uznanych marek z Kraju Środka na międzynarodowym rynku uzus taki wydaje się być nadal obowiązujący. Jak przekonują moje osobiste wybory, pochodzenie nie musi determinować jakości, pod warunkiem, jednakże, iż jedynym kryterium oceny pozostaje reprodukcyjna wierność i muzykalność tychże urządzeń. Na liście referencyjnej Audio Idiom znajdują się także chińskie urządzenia, m.in. lampowy wzmacniacz Line Magnetic LM-845 oraz gramofon Opera Consonance powstały w ramach ścisłej współpracy z nowozelandzką Well Tempered Lab. Obie marki mają za sobą zarówno spory dorobek, jak i mogą cieszyć się międzynarodowym uznaniem, konkurując z urządzeniami z krajów akceptowalnych przez audio światek.
Pozwolę sobie tutaj na małą dygresję związaną z terminologią, co dla niektórych czytelników wydać się może kijem wsadzonym w mrowisko. Otóż, za słowami kryją się zazwyczaj znaczenia, o czym zwyczajowo lubimy zapominać. Chodzi o kategorię high-end rozumianą jako stopień wyższy od high-fidelity. Gdy przyjrzymy się uważnie, zauważamy natychmiast, iż w tej pierwszej chodzi o wysoką wierność reprodukowanej muzyce. Lubimy wierzyć, iż w tej drugiej także, co, jednakże nie znajduje poparcia w samej terminologii. Choć samo high-end nie zakłada odejścia od wierności, nie kładzie także nacisku na samą wierność. Nie można być bowiem bardziej wiernym, wierność jest bowiem kategorią bi-polarną – albo się nim jest, albo nie. Tymczasem, słowo skrajność, które chowa się z angielskim high-end zakłada, iż pojawia się nowy kwantyfikator, którym jest ekstremum. Aby zostać poprawnie odczytanym, pozwolę sobie w tym miejscu na porównanie. Otóż, ekwiwalentem high-endu w motoryzacji jest Formuła 1. Bolidy to wszak także samochody, ale żaden z komentatorów motoryzacji nie przekonuje nas w swoich recenzjach, iż powinniśmy rozważyć ich zakup i posiadanie, bo to najbardziej zaawansowane pojazdy. W audio to praktyka powszechna, a dzieje się tak dlatego, że high-end to także wysoki status, a to sprawia, że staje się kategorią pożądaną.
Tyle dygresja. Wróćmy jednak do meritum i spróbujmy połączyć wcześniejsze wątki, a te, dla przypomnienia to kwestia audio pochodzenia, audio przekonań, oraz spraw związanych ze audio statusem. Aby te wątki połączyć, pozwolę sobie na dowcip, który mówi, iż tylko chińskie samochody jeżdżą na w pełni oryginalnych częściach. Nie mnie rozstrzygać na ile to dowcip, a na ile prawda współczesnego świata, pragnę jednak zauważyć, iż chińskie zaawansowane audio z chęcią sięga po podzespoły uznanych i szanowanych marek spoza Chin. Fakt ten, jest zresztą podkreślany na każdym kroku, co ma sprawić, że status takiego urządzenia wzrasta. Zresztą, czynią to nie tylko chińskie marki, bowiem, choć same podzespoły nie czynią jeszcze dobrego dźwięku, to one w dużej mierze pomagają go osiągnąć. Nie inaczej jest w przypadku urządzeń marki, która niemalże szturmem zdobywa kolejne przyczółki audio i przekonuje do siebie kolejnych użytkowników. Zdaje się spełniać wszystkie kryteria poruszone powyżej, a jej twórcy wiedzą, co i jak zrobić, aby przyciągnąć do siebie uwagę środowiska międzynarodowego. Na poziomie designu, wykończenia i wykonania mamy do czynienia z kategorią high-end. Założenie cost-no-object, które podkreślane jest na stronie producenta, to także chętnie akcentowane założenie ogólne producentów high-endowych urządzeń.
O KINKI STUDIO napisano już wszystko, aczkolwiek ja chciałbym zatrzymać się na chwilę nad samą nazwą marki. Słowo studio, tożsame bardziej z kategorią sztuki sugeruje, iż mamy do czynienia z czymś, jeśli nie wyjątkowym, to odmiennym. Studio to miejsce, w którym rodzą się koncepcje, powstają dzieła i choć teraz częściej kojarzone z designem, nagraniami czy fotografią, to przynależne twórczości artystycznej. Pokój do studiowania, jak wskazuje włoski źródłosłów, a zatem także miejsce o charakterze naukowym. Gdyby pozostać tylko przy muzyce, to studio jest niemalże miejscem magicznym, w którym muzyka zamienia się z bytu ulotnego w byt, jeśli nie wieczny, to przynajmniej trwały. Dzięki użyciu słowa studio, Kinki przesuwa nasze zainteresowanie z audio na muzykę, a jeszcze bardziej na proces twórczy. Wrócę jeszcze na stronę producenta, bo tam częstokroć zetknąć możemy się z intencjami, które są podwalinami firm. „Neutralność i muzykalność były celami do osiągnięcia. Bogata jakość tonalna, żywe obrazowanie dźwięku, szczegóły, wysoka rozdzielczość i dynamika.” Wszystkie wymienione tu cechy są pożądanymi wartościami w dobrym audio. Wszystkie one są czytelne i jasne, być może poza jedną, która jednocześnie jest z nich najbardziej pojemną. Muzykalność. Można wyróżnić dwa rodzaje muzykalności: zdolność do postrzegania muzyki (receptywność muzyczna) oraz zdolność do reprodukowania/tworzenia muzyki (kreatywność muzyczna). W twórczości muzycznej, to tajemny składnik, który odróżnia muzyka przeciętnego od dobrego, a dobrego od wybitnego. To on odpowiada za umiejętność budowania emocji w muzyce, pozwala przekroczyć wytyczne kompozycji i nadaje utworom indywidualne rysy. To dzięki muzykalności, muzyczny przekaz staje się angażujący. Mówiąc wprost, bez muzykalności nie ma muzyki. Z jaką zatem muzykalnością mamy do czynienia przy Kinki Studio? Czy będzie ona bliższa muzycznej emocjonalności czy muzycznej precyzji? W końcu, do jakiej kategorii możemy zaliczyć jago dźwiękową interpretację?
Urządzenia, z którymi miałem okazję i przyjemność się zapoznać dzięki polskiemu dystrybutorowi AVCorp to liniowy preamp EX-P27 oraz monobloki EX-B7. W ofercie firmy znajdują się jeszcze wzmacniacze zintegrowane, stereofoniczna końcówka mocy oraz przetwornik DAC. Już po wyjęciu urządzeń z pudełka okazało się, iż mamy do czynienia z wyjątkowo wykonanym sprzętem. W przypadku preampu uwagę zwracają nie tylko zjawiskowo zaprojektowane i wykonane gałki, ale i tylna ściana urządzenia. To w pełni zbalansowany preamp w klasie A z funkcjonalnością znacznie przekraczającą przeciętne oczekiwania. Zachwyca też pomysł i wykonanie przedniego panelu, które dzięki nadanej fakturze dodają Kinki Studio rys indywidualnych. W tym samych stylu wykonane są monobloki, co sprawia, iż estetycznie mamy do czynienia z czymś oryginalnym, czy jak możemy przeczytać na stronie producenta z czymś purystycznym, perfekcyjnym i minimalistycznym. Z pewnością mamy tu do czynienia z założeniami high-end. Pora zatem na odsłuch i podzielenie się wrażeniami sonicznymi.
Odsłuchy dotyczyły przede wszystkim całego zestawu KINKI STUDIO, który oferowany jest jako flagowa propozycja dźwiękowa firmy. 250W przy 8Ω mocy może z łatwością wysterować najtrudniejsze głośniki. W testach były to niełatwe do wysterowania FALCON LS3/5A oraz będące w fazie prototypowej kolumny Audioform, przy strojeniu których miałem swój czynny udział. Kinki chętniej zagrał z tymi ostatnimi, eksponując w Falconach nieco więcej wysokiego środka, co sprawiło, iż dźwięk stał się nieco bardziej sterylny i nowoczesny w charakterze. Kinki bowiem stawia na neutralność i pewną muzyczną precyzję, która nie eksponuje zanadto muzycznych emocji. To nie tak, że sprzęt ten jest ich całkowicie pozbawiony, ale raczej, iż skupia się przekazie informacji, a nie emocji. Przypomina mi to zjawisko, które obecne jest również w muzyce, gdzie muzyczna opowieść skupia się aktualnie na precyzji tekstu i wykonania, a nie na emocjach (dążenie do doskonałości wyparło dążenie do indywidualizmu, a tam, gdzie pojawia się doskonałość pojawia się także unifikacja). Współczesne audio nie jest tu bynajmniej czymś odmiennym na tle innych dziedzin. To obecny w naszym życiu od dłuższego czasu trend. Wróćmy jednak do odsłuchów. EX-P27 i EX-B7 grają dźwiękiem na wskroś współczesnym i neutralnym. Sprawia to, że ich naturalnym środowiskiem muzycznym jest muzyka producencka i elektronika, w których skrajności pasma są wyraźnie obecne. Bardzo dobrze było to słychać na płycie Reality Davida Bowie. Kinki gra dźwiękiem raczej soczystym niż gęstym i skupionym, trzymając dźwięk w ryzach, blisko głośników, co z kolei dobrze pokazały nagrania Luquid Spirit Gregory Partera i abum Jaco Pastoriusa pod tym samym tytułem. Tak jak wspominałem, mniej tu emocji, a więcej trzymania się tekstu i precyzji. Zestaw wyraźnie lubi granie nieco głośniejsze i wtedy odrywa przed nami pełnie możliwości (tu ponownie, Jaco Pastorius). Zresztą, na osobne uznanie zasługuje ultraprecyzyjna, 95 krokowa liniowa regulacja głośności, która wykorzystuje zaawansowany, sterowany mikroprocesorem, oparty na przekaźniku tłumik krokowy R2R. Nagrania jazzowe wypadają nieco bardziej analitycznie, za to soczysty dźwięk zestawu dobrze robi muzyce klasycznej, która choć brzmi tu równie analitycznie, to gra jednocześnie z odpowiednim rozmachem.
Podsumowując, zestaw Kinki Studio EX-P27 plus EX-B7 to nowocześnie zaprojektowane i wykonane urządzenie, grające równie nowoczesnym dźwiękiem. Ze swojej strony zalecałbym do niego nieco cieplej grające kolumny, co więcej, kolumny o większym litrażu z bas refleksem, który dodać może nieco przestrzeni do tej muzycznej interpretacji. To z pewnością sprzęt godny uwagi, zwłaszcza dla kogoś, kto poszukuje rozwiązań high-endowej proweniencji, a którego muzyczna dieta oparta jest na współcześnie produkowanej muzyce. Dla tych, którzy poszukują muzycznego ciepełka i większego skupienia na emocjach Kinki może okazać się nazbyt analityczny. Dla wielbicieli precyzji i perfekcjonizmu, to z pewnością jedna z najciekawszych propozycji na współczesnym rynku zaawansowanego audio.