Audioform Monitor

Historie wielu, jeśli nie większości marek audio zaczynają się zazwyczaj od jednej osoby. Od jej pasji, pomysłu, osobistego przekonania czy też wiary, że można stworzyć dźwięk idealny. Dzieło idealne. I choć audio nie jest wprawdzie dziedziną sztuki, to na tym właśnie etapie tworzenia wykazuje pewne ze sztuką styczne. Wszak, działania prowadzące do realizacji pierwszych projektów, ich metodologia, są identyczne z praktykami na gruncie sztuki. Mam na myśli pełne zaangażowanie, nieliczenie się z kosztami, nieustające przekonanie o słuszności podjętych decyzji. Za najlepszymi projektami stoją bowiem zazwyczaj ludzie, pojedyncze osoby, twórcy właśnie. Czasem także ich nazwiska, takie jak Hiroyasu Kondo, Dan D’Agostino, Janusz Sikora. Rzekłbym, że ci wymienieni tu dla przykładu, jak i wszyscy inni, ci mniej znani, to nie tyle twórcy urządzeń, co twórcy dźwięku właśnie. Ich wizja sprawia, że niezależnie od modelu mamy do czynienia z ich autorską sygnaturą dźwięku. Sygnatura ta jest niczym podpis artysty na obrazie. Nie chodzi bynajmniej o nazwisko. Chodzi o to, jak twórca przekazuje nam swoją wizję dźwięku poprzez urządzenia, które tworzy. To zadanie wszak niełatwe. Przypomina raczej komponowanie, niż produkcję, z tym, że zamiast nut i dźwięków, mamy tu do wyboru podzespoły … elektroniczne.


Nie inaczej jest w przypadku niniejszego tekstu. Jego tematem są kolumny podstawkowe polskiej manufaktury Audioform, a cichym bohaterem ich autor, Tomasz Kursa. Marka nie jest debiutantem na polskim rynku, a jej obecność została zauważona wcześniej nie tylko przez branżową prasę, ale i uznana przez rzeszę zadowolonych klientów (sam się do nich zaliczam jako użytkownik szafki audio mady by Audioform). Jej właściciel i konstruktor postawił sobie za cel stworzenie kolumn, które będą w stanie odwzorować muzyczne emocje, barwę i detal, które poznał on jako adept muzyki. Co więcej, Kursa to także adept wzornictwa przemysłowego, dla którego forma jest równie ważna, jako „zadanie”, które ma ona zrealizować. W przypadku kolumn głośnikowych realizacja tego zadania zdaje się być niemalże artystycznym manifestem, który głosi, że kolumna nie ma tylko grać, ale i wyglądać. “Forma ma się podporządkować celowi, ale ma siebie nie negować. Cel jest środkiem do formy, a forma nie jest celem, a jego wynikiem”. Jeśli brzmi to tricky to pomyślcie tylko, jak bardzo tricky jest to w realizacji. Nie chodzi bynajmniej by forma dominowała nad treścią, ale by ją wspierała. Niemniej, już w samej nazwie marki ukryte zostały intencje konstruktora, a ich poznanie pomoże nam zbliżyć się do konstruktywnego opisania dźwięku made by Audioform.


Zanim przejdziemy dalej, chciałbym podkreślić, iż choć intencji nie słychać, to mają one niebagatelne znaczenie, bowiem sugerują co twórca/konstruktor “miał na myśli”. I choć nie zawsze intencje te daje się przełożyć na finalne dzieło, pozwalają patrzeć na nie poprzez pryzmat autora, jego doświadczenia, jego potrzeb, a nie wyłącznie poprzez prezentowane przez niego dzieło. Podejście takie sprawia, że jesteśmy w stanie więcej zrozumieć, a niekiedy i więcej usłyszeć, a to wpłynąć może na adekwatność naszej oceny. Nie można wszak oddzielić twórcy od dzieła. A może można? Podam tylko jeden przykład, mam jednak nadzieję, że czytelny. Wszak patrząc na obrazy Pablo Picasso wyraźnie widzimy, że dokonywał on aktów przemocy na rzeczywistości (w podobny sposób traktował życiowe partnerki, ale to temat na zupełnie inny artykuł). Nie było to jednak jego intencją, a raczej jej skutkiem ubocznym. Intencją w tym przypadku była chęć tworzenia sztuki nowoczesnej, nieprzedstawiającej, od której nie był on w stanie się uwolnić inaczej, jak poprzez jej deformacje.


Wracając do samej nazwy i owych intencji w niej zakodowanych. Mamy o to podkreślenie znaczenia formy, a zatem wyraźną o nią dbałość. Mamy także desygnat audio, który odsyła nas do pojemnej kategorii instrumentarium służącego do odtwarzania dźwięku i muzyki. Co nam one mówią zarówno o intencji kryjącej się za samą nazwą, jak i ambicji jej autora. Z jednej strony, komunikują nam, że forma w audio ma znaczenie. To jednak oczywiste i potwierdza to niemalże cały rynek audio oraz procedura “słuchania oczami”. Producenci i konstruktorzy od dawna wiedzą, że wygląd, forma i wykończenie ma znaczenie, bo większość audio dzisiaj to wszak produkty luksusowe. Z drugiej strony, nazwa Audioform i jej pisownia (to, że oba człony są połączone) sugeruje, że forma jest nie tylko zewnętrzna, ale i dotyczy aspektów wewnętrznych, w tym przypadku samego dźwięku. Proporcje, wykończenie, a nawet aspekty użytkowe są tu równie ważne, jak inżynieryjna dokładność i konstrukcyjna poprawność. Jeśli tak, to wynikałoby z tego, że poszukiwania idealniej formy nie dotyczyły tylko tego, co na zewnątrz, ale i tego, czego nie widać, a co sprawia, że to właśnie w dźwięku i w muzyce pojawia się forma idealna. Jeśli tak, to wynikałoby również z tego, że uwaga i nacisk zostały położone na proporcje wszystkich elementów, a zatem na zachowanie balansu tonalnego i formalnej czystości.


Zacznijmy od tego, co widać. Kolumny Audioform wyróżniają się na tle konkurencji charakterem. Charakter, jako coś niezwykle ulotnego, jest w tym przypadku wynikiem cech wspólnych, które linia tych kolumn posiada. Nie sposób bowiem pomylić głośników tej manufaktury z czymkolwiek innym. Ich forma nie narzuca się jednak nachalnością, ani przesadną oryginalnością. Nie jest bynajmniej też przesadnie skromna, a z pewnością nie jest poślednia. Jej oryginalność i charakter wynikają z niezwykle trafionego połączenia linii prostych (tu wszystkie linie pionowe) z owalnym wykończeniem linii poziomych. Zabieg ten jest podkreślony sposobem w jaki kolumny te są wykończone. Otóż, ich fornir (dwie kolorystyki/materiały) podkreślają zarówno dynamikę linii pionowych, jak i łagodność linii poziomych. Fornir nie kończy się bowiem na „krawędzi”, a wychodzi poza nią umieszczając całość jakby w ramie, otaczając go niczym passe-partout. Co więcej, gdyby przyrównać bryłę kolumny do rzeźby, ta eksponowana jest na zintegrowanej z resztą podstawie. Rozwiązanie takie sprawia, że kłopotliwe zazwyczaj dopasowanie standu do kolumny zostało tutaj wyeliminowane. Rozwiązanie to ma jednak jeszcze przyczynę konstrukcyjną. Dzięki niemu, konstruktor kolumn mógł umieścić zwrotnicę w podstawie całości, co miało niebagatelny wpływ na kontrolę dźwięku wewnątrz samej kolumny. Nie ma tu równoległych powierzchni, ani kątów prostych, co w teorii powinno przyczynić się do poprawy dźwięku. To tyle o „form”. A co o audio? Jak w tym przypadku wygląda kwestia proporcji, wykończenia, balansu?


Monitory Audioform i w tym aspekcie zachowują pełną dbałość o zrównoważenie wszystkich tych elementów, co więcej, starają się nadać im atrakcyjny „ton” i zdecydowany charakter. Tak, to właśnie te dwie poniekąd przeciwstawne kategorie określają pomysł na brzmienie tych konstrukcji. Kursa nie ukrywa, że chce być atrakcyjny. Chce dźwięku dużego, lubianego i atrakcyjnego właśnie. Nie stroni od basu, ani od wielkości dźwięku. Nie czyni tego jednak za wszelką cenę. Kosztem atrakcyjności nie poświęca dźwiękowej i muzycznej wierności, nie sprzeniewierza się barwie, ani tym bardziej balansowi tonalnemu. Można powiedzieć, że trzyma się faktów, ale chce być słuchany. Prowadzi to do tego, że dźwięk jego kolumn jest przekonujący, ale nigdy nie męczy. Muzyka wydarza się tuż obok, ale nie zabiega o naszą wyłączność. I to wszystko ze stosunkowo niewielkiej skrzynki (monitory zaliczyłbym do średniego litrażu), z niewielkimi, sześciocalowymi głośnikami z włókna węglowego i to w konstrukcji niemalże zamkniętej (brak bas reflexu, ale konstrukcja ma otwór odprowadzający nadmiar ciśnienia śród-kolumnowego). Przyznaję, to sporo, i to nie tylko, jak na konstrukcję tego typu. Jak zatem brzmi Monitor Audioform?

Zacznijmy od tego, że podczas odsłuchów, jak zazwyczaj, źródłem dźwięku był gramofon J.Sikora Initial wraz z kevlarowym ramieniem KV9 tej samej marki i referencyjną wkładką Audio Idiom EMT HSD006 oraz odtwarzacz CD Explor z upsamplingiem i czterama lampami 5679 w sekcji audio. Korzystano także z kompletnego system Audio Idiom wraz z kolumnami porównawczymi Falcon LS3/5a Golden Budge [patrz zakładka: system referencyjny].
Po wielodniowych odsłuchach mogę powiedzieć, że niewiele tej kolumnie brakuje do ideału formy i audio. Proporcje między tym, co przyjemne, a tym, co niezbędne, a wręcz konieczne w dobrym dźwięku zostały tu dobrze przemyślane i sprawnie wyegzekwowane. Kolumna, nie dość że gra przekonująco dobrze, to gra jeszcze angażująco. Jej niewątpliwym atutem jest spójność całości pasma, co sprawia, że jego środek jest wyjątkowo dobrze wyeksponowany, aczkolwiek nie dzieje się to kosztem reszty pasma. Idąc w górę, otrzymujemy organicznie grający dźwięk rodem z najlepszych konstrukcji, który jednocześnie nie jest pozbawiony swego charakteru. Ten, wbrew temu, co gra we współczesnym audio, kojarzy mi się ze strukturą i poziomem albedo znanym z naturalnej kości słoniowej. Spotkałem takie coś w kontekście urządzeń audio raptem raz i to w przypadku moich referencyjnych monobloków na lampach 6S33S [test: tutaj]. Sprawia to, że jest wystarczająco jasno i wystarczająco twardo, a faktura dźwięku nie ma nic ze sztuczności. Dół pasma jest zaskakująco duży, jak na taki litraż, co bynajmniej nie znaczy, że dominuje. Bynajmniej. Jego wartość to zarówno szybkość i dynamika, ale przede wszystkim możliwość wglądu w muzykę. To dobrze świadczy o tej konstrukcji. Bowiem bas to nie tylko ilość, uderzenie czy wypełnienie. Dobry bas to wciąż bas rozdzielczy, pełen detali i barwowych odcieni. Całość, jest naprawdę przekonująca i angażująca!

Gdybym miał opisać pewien meta charakter tej niezwykle udanej konstrukcji powiedziałbym, że nie poświęcając muzycznej wierności, oferuje nam przyjemny odsłuch. Proporcje między jednym, a drugim są tu idealne. Nie znajdziesz w nich sterylnego, septycznego dźwięku. To nie ten przypadek. Nie znajdziesz tu także nadmuchanego ego, przerostu formy nad treścią, czy przesadnej rozrzutności. Tu wszystko jest dobrze skrojone i ułożone. Monitory Audioform to niezwyklem udane połączenie profesjonalnego podejścia do dźwięku i komercyjnej potrzeby przyjemności. Jeśli dodam, że osobiście to jedne z lepszych konstrukcji jakie słyszałem to nie będzie to przesadą.


Casus mieć ciastko i zjeść – ciastko w pełnej odsłonie – został zrealizowany.