Elementy tłumiące i antywibracyjne już dawno stały się niekwestionowanym elementem zestawu audio. To one odpowiedzialne są za finalne wykończenie dźwięku, a częstokroć (co ma zazwyczaj miejsce w przypadku gramofonów i niektórych “wrażliwszych” lamp) za poprawną pracę tych urządzeń i odcięcie ich od “podłogi”. Ilość rozwiązań i patentów zdaje się nie mieć końca, ale nie ulega wątpliwości, iż świat zaawansowanego audio już na dobre uznał zasadność stosowania tego akcesorium. Ograniczenie powierzchni styku, poprzez użycie kolców, kulek, czy ograniczenie ilości nóżek, choć najpowszechniejsze nie jest rozwiązaniem jedynym. Niemniej popularne są rozwiązania, które w przeciwieństwie do sztywnych konstrukcji, faworyzują materiały miękkie, w tym różnego rodzaju gumy czy polimery. Zdaje się jednak, iż zaawansowane audio zdaje się od nich stronić, bowiem charakteryzują się one zmienną charakterystyką tłumienia w zależności od wagi tłumionego elementu. Najbardziej zaawansowane systemy wykorzystują poduszki powietrzne bądź lewitujące zawieszenie na magnesach neodymowych. Każde z rozwiązań ma swoje wady i zalety, ale co dla muzyki najważniejsze, każde z nich wnosi pewne zmienne w charakter odsłuchiwanego dźwięku.
Większość tego typu akcesoriów bierze sobie za cel wyeliminowanie niechcianych interferencji, które mogą wpłynąć na jakość pracy danego urządzenia, zazwyczaj tych, które mają swoje źródło w najbliższym otoczeniu. Wyeliminowanie nie jest tu jednak właściwym słowem. Większość tego typu rozwiązań, systemów czy konceptów ogranicza się do zmniejszenia amplitudy niechcianych oddziaływań. Tymczasem, w zależności od wybranej metody, mówić możemy o ograniczeniu w pewnym zakresie. To właśnie ten fakt sprawia, iż niektóre systemy zdają się faworyzować kontur, inne niskie częstotliwości, jeszcze inne mikrodynamikę, etc. Niemniej istotna, choć jednakowoż drugorzędna, jest kwestia ergonomii i [bez]obsługowości niniejszych, choć to nie ona decydować będzie o jej sonicznych właściwościach. Ilość dostępnych rozwiązań jest coraz większa i właściwie zależy od naszego portfela, co wybierzemy, choć pamiętajmy, iż to dźwięk naszego systemu powinien być jedynym kryterium wyboru.
Dla tych, którzy nie mieli nigdy okazji zapoznać się z wpływem urządzeń tego typu na potrzeby audio idiom używam porównania do zjawiska stabilizacji obrazu fotograficznego. Ma to szczególne znaczenie w momencie, kiedy używamy dużego przybliżenia zoom. Użycie w takich sytuacjach statywu do aparatu sprawia, że obraz zyskuje wyraźny kontur. Jest to spowodowane wyeliminowaniem drżenia ręki fotografującego. Nie inaczej działa na sprzęt audio użycie akcesoriów izolujących i antywibracyjnych, w tym platform. Muzyka z reguły zyskuje na detalu i wyraźniejszym konturze właśnie. Im precyzyjniejsze urządzenia, tym ten wpływ istotniejszy i bardziej słyszalny. W domenie gramofonowej ma to znaczenie szczególne, dlatego referencyjne modele tych urządzeń są z reguły zintegrowane z dedykowanymi platformami, a nawet kompletnymi standami.
To gramofonom właśnie dedykowany jest niniejszy wpis i choć pierwotnie, nie te referencyjne były docelowym targetem pomysłodawcy projektu, o którym za chwile, to zdecydowanie o uzyskanie referencyjnego dźwięku chodziło przy jego tworzeniu. Pasjonat czarnej płyty, dziennikarz radiowy, popularyzator kultury słuchania, przedsiębiorca i meloman w jednym, Wojtek Padjas, postanowił wyjść naprzeciw nie tylko użytkownikom lekkich gramofonów, ale i uporać się z pewnym odwiecznym gramofonowym problemem. Problemem tym jest częstotliwość rezonansowa układu ramię-wkładka. Strojenie tej częstotliwości wpływa w sposób znaczący na jakość dźwięku, którą możemy uzyskać z czarnego medium. Na ten temat jest w internecie mnóstwo materiałów, także w języku polskim, nie będę zatem poświęcał im tutaj miejsca. Aby sprawę jednak wyjaśnić w sposób najprostszy, chodzi o dopasowanie masy ramienia (effective mass) i podatności wkładki (compliance), czyli nie każda wkładka zagra dobrze z każdym ramieniem. Na diagramie, który zamieszczam poniżej wyraźnie widać jaka zależność występuje w tym układzie.
Właściciele budżetowych gramofonów nie muszą się jednak martwić, bowiem cały proces strojenia odbywa się na etapie projektowania i produkcji danego modelu. Co więcej, teraz naprzeciw ich potrzebom wychodzi projekt wspomnianego Wojtka Padjasa, który postanowił uporać się się z niechcianymi rezonansami układu wkładka-ramię. Częstotliwość poprawnej pracy tego układu zawiera się bowiem w przedziale 8-12Hz, z czego za optimum uznaje się 10 Hertz. To taką właśnie nazwę przyjęła platforma antywibracyjna, której działanie w dużym skrócie dedykowane jest eliminacji tej częstotliwości z układu. Ponownie, spróbuję wyjaśnić to w dużym uproszczeniu: zakładając, iż częstotliwość rezonansu układu jest już poprawnie ustawiona w przedziale 8-12Hz, będzie on, poprzez wpływ rezonansu, narażony na jej znaczący wpływ. Częstotliwości te, choć niesłyszalne dla naszych uszu, generować mogą spore zniekształcenia, które wynikać będę z podatności ramienia na rezonans akustyczny. Eliminacja tychże, może w znaczący sposób wpłynąć na ich pracę, a zatem na finalne wrażenie odsłuchowe. Tyle w teorii. Jak się ma ona jednak do rzeczywistości? Czy platforma 10 Hertz „działa”, a jeśli tak, to jakich możemy spodziewać się efektów?
Zacznijmy od tego, iż miałem to akcesorium u siebie przez kilka tygodni i przez ten czas grało ono w moim systemie. Gramofon, którego używam (test: tutaj) to około 10kg wraz z wszystkimi akcesoriami, otwiera raczej kategorię średnio ciężkich. Warto w tym miejscu zaznaczyć, iż platformy Padjasa oferowane są w kilku kategoriach ciężkości mających stanąć na nich gramofonów. Decydując się na jej zakup, trzeba określić wagę posiadanego gramofonu. Ma to kluczowe znaczenie, bowiem polimery użyte jako główne tłumiki mają precyzyjnie określone działanie w zależności od wagi właśnie. Tymczasem, platforma 10 Hertz na dzień dobry łamie zastane wyobrażenia, bowiem jest nadzwyczaj miękka, a do tego, dwuwarstwowa. Ustawienie na niej gramofonu i jej wypoziomowanie nie jest trudne, aczkolwiek należy skomentować, iż to akcesorium zdaje się faworyzować konstrukcje symetryczne. Mój gramofon, który należy do tych zdecydowanie asymetrycznych, stanąć musiał nieco z boku platformy. Do konstrukcji asymetrycznych producent zaleca stosowanie dodatkowych polimerowych gąbek, które niwelują rozkład ciężaru, a które to wpływają na utrzymanie równoległości obu warstw platform. Jakby tego było mało, platforma dolna wyposażona jest w regulowane gumowe nóżki, które nie tylko dodatkowo tłumią, ale i służą regulacji wypoziomowania.
Abstrahując jednak od ergonomii, chciałbym teraz oddać cesarzowi, co cesarskie i opisać swoje wrażenia odsłuchowe. A te, pozbawione są już wątpliwości, bowiem platforma 10 Hertz wpływa na dźwięk w sposób znaczący. Co warte podkreślenia, nie podbarwia go w żadnym paśmie, niczego mu nie dodaje, ale i niczego nie odbiera. Ten aspekt zostawmy wkładkom, które wpłynąć mogą na zdefiniowanie dźwięku. Jej działanie ma zgoła odmienny charakter!
10 Hertz sprawia, iż dźwięk staje się bardziej precyzyjny, a jego kontur wyraźniejszy. Zyskujemy na detalu i na drugim planie. Z tła, wyłaniają się dźwięki, które do tej pory pozostawały przemilczane, a właściwie, nie miały szansy do nas dotrzeć. Między innymi to sprawia, iż w większym stopniu zaczynamy słyszeć instrumenty i ich wielkość, a nie jedynie dźwięki! To dla mnie z pewnością najważniejszy słyszalny atut, który zyskujemy dzięki 10 Hertz. Obraz stabilizuje się, a my widzimy więcej. Wyraźnie usłyszałem to słuchając własnych nagrań. Niczym dobry statyw do aparatu fotograficznego, platforma pewną ręką utrzymuje nasz gramofon tak, aby ujawnił on pełnię swoich możliwości. Przyznam, to sporo, acz dodam, pod warunkiem, iż na tym właśnie nam zależy. Platforma 10 Hertz pogłębia bowiem także charakter użytej wkładki (na wypadek testów były to Vasari Gold i ulubiony vintage Denona, DL-80), a to oznacza, ni mniej, ni więcej, pogłębienie charakteru dźwięku. Optymalizując pracę urządzenia, a mówiąc bardziej precyzyjnie, układu wkładka-ramię, platforma wydobywa wszelkie brzmieniowe aspekty nie tylko grającej płyty, ale i grającego gramofonu.
Na koniec pozwolę sobie zamiast podsumowania opowiedzieć anegdotę. Vladimir Horovitz, którego fanom „Muzyki Spod Igły”, autorskiej audycji Padjasa, przedstawiać nie trzeba, zwykł przed każdym koncertem szukać optymalnego miejsca na scenie – miejsca, w którym jego fortepian (jako artysta Steinway and Sons, Horovitz miał do dyspozycji instrument, którego żaden inny pianista nie miał prawa nawet dotknąć!) zabrzmi najokazalej, najpełniej, mówiąc dosadnie, najlepiej. W takim jedynym właściwym miejscu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Maestro, jego instrument i sala koncertowa tworzyli spójną jedność, której wypadkowa była czymś więcej niż tylko sumą całości. Dopiero wtedy mógł zacząć się koncert. Otóż, platforma 10 Hertz zdaje się być takim gramofonowym hot spot!